Skip to main content

Na halowych mistrzostwach świata w Belgradzie obejrzeliśmy dwa rekordy świata dwóch wielkich gwiazd sportu. Yulimar Rojas przesunęła granice możliwości ludzkiej i pobiła rekord w trójskoku o siedem centymetrów (15,74 m). Armand Duplantis kończył te mistrzostwa i zrobił to w sposób równie spektakularny, osiągając 6,20 m w skoku o tyczce.

Wenezuelka Yulimar Rojas to jedna z największych gwiazd światowej lekkoatletyki. Wiadomo było, że będzie tu walczyła o nowy rekord świata w trójskoku, ale nikt się nie spodziewał, że pobije go w taki niewiarygodny sposób, w ostatniej swojej próbie, kiedy pozostanie sama w konkursie. A to tylko dodało dramatyzmu temu rekordowi. Rojas walczyła sama ze sobą, bo nikt w tej konkurencji nie może jej dorównać. Zatrzymać mogła ją choroba, ewentualna kontuzja. Wystarczyło jednak 70-80% możliwości na zdobycie złotego medalu. Wenezuelka nie celowała jednak tylko w złoto, a właśnie w przesunięcie granic ludzkich możliwości i przybliżenie się do 16 metrów w trójskoku. Aż o 31 centymetrów poprawiła własny rekord halowy, a o siedem centymetrów ogólny, całkowity rekord świata. Na igrzyskach w Pekinie na otwartym stadionie skoczyła 15,67 m, w Belgradzie 15,74 m.

Drugie miejsce zajęła Ukrainka Maryna Bech-Romańczuk, halowa mistrzyni Europy z Torunia, ale… w skoku w dal. I to w tej konkurencji odnosiła największe sukcesy, dlatego srebro w trójskoku jest dużą niespodzianką. W rozmowie z TVP Sport podziękowała wszystkim Polakom za to, co robią na co dzień dla jej kraju i w jaki sposób pomagają po rosyjskiej agresji. Ukraina zdobyła na tych mistrzostwach dwa medale, bo jeszcze złoto Jarosławy Mahuczich w skoku wzwyż. Jej było dane wysłuchać państwowego hymnu, co też miało pewne znaczenie symboliczne, w końcu to w Serbii odbywały się wiece poparcia dla Putina. Bech-Romańczuk zdobyła srebro w trójskoku, bijąc życiówkę, a z Yulimar Rojas przegrała… o równiutki metr! Wenezuelka na igrzyskach pokonała drugą Patricię Mamonę o 66 centymetrów. Jest Rojas, a potem długo, długo nic. W zasadzie to chodzi tu tylko o kolejne rekordy, a 16 metrów wcale nie jest nieosiągalne.

Chyba największą gwiazdą i najbardziej oczekiwanym występem był ten Armanda Duplantisa w skoku o tyczce. Ta konkurencja kończyła mistrzostwa świata, została zostawiona na deser – no i słusznie! Duplantis dopiero co na mityngu w tym samym miejscu poprawił rekord świata na 6,19 m i pokazał, że jest w wybitnej formie. Była to zapowiedź nadchodzących mistrzostw świata i tego, że będzie na nich atakował 6,20 m. 22-latek w dwóch pierwszych próbach był daleki od pokonania poprzeczki, właściwie to nawet ich nie podjął, odbijał się, ale nawet do niej dobrze nie dolatywał. Trudno było więc przypuszczać, że uda mu się za trzecim razem, skoro nawet nie był blisko. Aż tutaj Szwed się dobrze rozpędził, później dotknął poprzeczkę, ale zwinął się w taki sposób, że ta nie spadła. Od razu ruszył w stronę trybun i swojej narzeczonej. Zakończył mistrzostwa w sposób spektakularny.

Duplantis pobił rekord świata już po raz czwarty w karierze. Zaczynał od 6,17 m w Toruniu. Akurat skok o tyczce jest o tyle fajną konkurencją do bicia rekordów, że można sobie za każdym razem poprzeczkę podnosić o centymetr. Duplantis najpierw miał 6,17 m i kilka dni później 6,18 m, ale następnie przez dwa lata nie mógł pokonać 6,19 m, choć zdarzało się, że był blisko, jak na igrzyskach olimpijskich, gdzie tylko delikatnie zahaczył poprzeczkę dłonią. Jeżeli zobaczy się ten skok z igrzysk, to widać jaki był niesamowity, on tam miał jeszcze kilka albo i kilkanaście dobrych centymetrów zapasu, tylko popełnił drobny błąd techniczny. "Mondo" jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i kolejne rekordy będą padały. Zwłaszcza, że może sobie je dozować i ustawiać poprzeczkę tylko centymetr wyżej. Drugiego Thiago Braza pokonał aż o 25 centymetrów. Przepaść. Ale znów tu nie chodzi o samo złoto, ale o przesuwanie sportowych barier, dlatego zarówno Rojas, jak i jego ogląda się z rozkoszą.

Related Articles