Skip to main content

W swoim drugim meczu podczas futsalowych Mistrzostw Europy reprezentacja Polska zremisowała ze Słowacją. To wynik, który czyni szanse biało-czerwonych na awans do ćwierćfinału czysto iluzorycznymi.

Słowacja była teoretycznie najłatwiejszym rywalem w tej grupie. Ale to akurat doskonale znamy z piłkarskiego Euro poprzedniego lata. Wtedy skończyło się porażką 1:2 i tutaj w pewnym momencie również zanosiło się na taki rezultat. Pierwszy cios wyprowadzili jednak biało-czerwoni. W 8. minucie z dystansu huknął Tomasz Kriezel i golkiper Słowaków był bezradny. Jednak po tym trafieniu systematycznie, z minuty na minutę, Polacy coraz bardziej oddawali pole rywalom.

Prowadzenie udało się utrzymać do przerwy, ale podopieczni Błażeja Korczyńskiego dostali kilka ostrzeżeń. Pięć minut po przerwie schemat rozegrania autu przyniósł debiutantom na Euro wyrównanie. Matus Sevcik wykorzystał gapiostwo Kriezela i z bliska wepchnął na wślizgu piłkę do siatki. Minęło kilka minut, a Słowacy objęli prowadzenie. Tym razem popisał się najlepszy w ich szeregach Tomas Drahovsky. Po jego solowej akcji i strzale Michał Kałuża musiał skapitulować po raz drugi.

Oczywiście taki wynik był dla Polaków katastrofą. Nasi ruszyli do przodu i przejęli inicjatywę. Trwał ostrzał słowackiej bramki, ale do pewnego momentu Marek Karpiak nie dawał się pokonać. W końcu po podaniu Sebastiana Wojciechowskiego z bocznej strefy, z bliska piłkę w bramce umieścił Patryk Hoły, który jedynie sprytnie ją trącił.

Nawet remis nie był jednak wynikiem satysfakcjonującym i nic dziwnego, że Polacy w końcówce zdecydowali się na warrant z wycofanym bramkarzem. Trzeba jednak przyznać, że gra „przewagi” szła im jak po grudzie. Poza kilkoma strzałami z dystansu nie było z niej żadnego pożytku, za to kilka razy serca polskich kibiców zadrżały, gdy Słowacy byli o krok od przejęcia piłki i oddania strzału na wagę trzech punktów. Ostatecznie skończyło się remisem. Smak punktu zdobywanego na wielkiej imprezie już znamy. Liczyliśmy na coś więcej.

Dlaczego ten remis jest tak mało korzystny? W sobotę zagramy z Rosją. Wygrana ze Sborną byłaby sensacją, bo to jeden z głównych faworytów całego turnieju. Ale załóżmy na chwilę, że zdołamy sprawić sensację i skończymy rywalizację w grupie z czterema punktami. Rosjan i tak nie wyprzedzimy, bo mają 6 punktów. Równolegle w drugim meczu Chorwacja grać będzie ze Słowacją. Oczywiście Hrvatska będzie faworytem, a co gorsza – wystarczy jej remis. Jedyny układ, który premiować będzie Polaków awansem, składa się z dwóch sensacyjnych rozstrzygnięć – wygranej biało-czerwonych z Rosją oraz wygranej Słowacji z Chorwacją.

Wszystko więc wskazuje na to, że w sobotę podopieczni trenera Korczyńskiego pożegnają się z Mistrzostwami Europy. Zdecydować przede wszystkim przegrany mecz z Chorwacją, choć i wczorajsza rywalizacja ze Słowakami przyniosła głównie rozczarowanie.

Related Articles