Skip to main content

Czy może być gorzej? Otóż może. Reprezentacja Polski sprawdza granice wytrzymałości ludzkiego wstydu i przesuwa ją w stronę strefy, do której nie dociera światło. Kiedy wreszcie uśmiechnęło się szczęście, to nieśmiała radość trwała tyle, co pstryknięcie palcem.

Czy jest coś gorszego niż brak awansu na EURO 2024 z grupy śmiechu z Czechami, Albanią, Mołdawią i z Wyspami Owczymi? No pewnie, że jest. To wypuszczenie z rąk awansu, który zesłał nam los kilka dni wcześniej. Czyli de facto Polska… przegrała awans w tej żenującej grupie… dwa razy. Wyjazdem do Tirany (0:2) i teraz spotkaniem u siebie z Mołdawią (1:1). Trafiło się ślepej polskiej kurze stare albańskie ziarno, ale niestety przyszła przepiórka z Kiszyniowa i je wyskubała. Granica wstydu i kompromitacji jest we wsi Marzęcino, czyli na poziomie depresji 2,07 m poniżej poziomu morza, co w 2022 roku Główny Urząd Statystyczny uznał za najniższy punkt w Polsce. Tam powinny się więc odbywać zgrupowania. Żal już słuchać tych tłumaczeń piłkarzy, którzy nie wiedzą, co jest grane. Jeśli twoja reprezentacja zdobywa jeden punkt w meczach z Mołdawią i dalej ma szansę zagrać na EURO, to te eliminacje są bardziej śmieszne niż poważne.

Tekst “Albania zaskakuje i gra dla nas” szybko się zdezaktualizował. Krótko też pośmialiśmy się z Czechów, którym dopiero rzut karny w 76. minucie był potrzebny, żeby pokonać u siebie Wyspy Owcze 1:0. Jeszcze przed chwilą wszystko zależało od nas, zakreślaliśmy datę 17 listopada czarnym flamastrem, ale należy wyrwać tę kartkę z kalendarza i prędko o niej zapomnieć. Załóżmy pozytywnie, że Polska wygra z Czechami 25:0, a to i tak może być bez znaczenia. Wystarczy, że nasi sąsiedzi rozprawią się na koniec z Mołdawią w Ołomuńcu i będą mieli 14 punktów. Dla lubujących się w matematycznych wyliczeniach i scenariuszach (czyli 90% polskich kibiców) – ich potencjalne 14 to o jeden więcej niż nasze potencjalne 13. Jest jeszcze jedna nerwowa sprawa. W barażu na jednej ścieżce możemy się spotkać z wicemistrzami świata z 2018 i brązowymi medalistami z 2022, czyli Chorwatami. Stanie się tak, jeżeli Walia pokona na wyjeździe Armenię, a potem u siebie Turcję, która ma już awans. Zatem bardzo możliwe.

Wróćmy jeszcze do sytuacji Polaków, choć zbiera się na wymioty, gdy po raz kolejny pisze się nie o czymś miłym, a rozczarowaniu. Te eliminacje to naprawdę najgorszy moment w XXI wieku. Tak źle nie było od schyłkowego Beenhakkera, ale przecież postawa Biało-Czerwonych z 2023 roku przebija wyczyny tamtej ekipy. Żenujących momentów jest tak dużo, jak prawdziwków w twoim ulubionym miejscu w lesie, którego nikt nie odkrył. Wchodzisz, robisz kilka kroków, rozglądasz się dookoła, schylasz i już masz prawie zapełniony koszyk. Tak samo jest ze wstydliwymi momentami reprezentacji w eliminacjach do EURO 2024. Zaczęło się od min Fernando Santosa. Początkowo jeszcze nam było go szkoda, ale gdy zaczął sam sobie przeczyć, pokazywać lenistwo, bierność i brak koncepcji, to minęło. Santos dostał dwa gongi w pierwszych trzech minutach z Czechami.

Gdzieś w międzyczasie Grzegorz Krychowiak robił z siebie bohatera. Wracając do reprezentacji i pytał “guess who is back”, pyskował w mediach i wykazywał się pychą. Był też otwart konflikt z lekarzem reprezentacji Polski. Innym, który okazał pychę był Krystian Bielik, wiecznie młody talent reprezentacji, który ma już 25 lat, a zabłysnął truchtem na mundialu, gdy przebywał na boisku dwie minuty i odpowiedzią do kibica, że zabawiał się z jego matką na kwadracie. Swoje zrobił też wywiad Roberta Lewandowskiego, który miał wstrząsnąć drużyną, a skończyło się, jak się skończyło. Do tego dochodzą wszelkie wtopy wizerunkowe Cezarego Kuleszy, afera Stasiaka i tym podobne rzeczy oraz druga połowa w Kiszyniowie, po której kapitan reprezentacji Polski nabrał wody w usta i wypchnął, jak to zwykle bywa, Jana Bednarka, na którego cierpiętną minę i tłumaczenia normalny kibic już nie może patrzeć.

W meczu z Mołdawią reprezentanci Polski mieli wspaniały pomysł na zwycięstwo. Akcja skrzydłem i wrzutka gdzieś na pałę. Ta sekwencja powtarzała się co chwilę. “TVP Sport” nawet wycięło te wszystkie dośrodkowania i zmontowało filmik na ponad siedem minut. Policzono, że takich dośrodkowań było 55. Problem w tym, że w ataku nie grał Dikembe Mutombo, Kamil Syprzak ani przynajmniej Peter Crouch albo chociaż… Robert Lewandowski. Dlatego te wrzutki niewiele wnosiły. Po raz kolejny bardzo słabo wypadł Milik, który nie gra jak zawodnik Juventusu, ale bardziej piłkarz Chojniczanki Chojnice (z całym szacunkiem do klubu, to przykład). Tomasz Kędziora niech już najlepiej nie przyjeżdża na zgrupowania, tylko ustąpi miejsca innym, a środek pola z Patrykiem Dziczkiem też nie zdaje egzaminu, bo to nie nie Ekstraklasa.

Po prostu szkoda strzępić ryja i tyle. Aha, no i brawa dla Karola Świderskiego. Jedyny piłkarz, który nie zawodzi od dwóch lat i nie kojarzy się Polakom z tym całym wstydem.

Related Articles