Końcówka sezonu skoków narciarskich upłynie pod znakiem lotów. Dziś w Vikersund rozpoczynają się Mistrzostwa Świata w lotach narciarskich. Złotego medalu z grudnia 2020 bronić będzie Karl Geiger. Polacy nie należą do faworytów imprezy.
Nie może być inaczej. Biało-czerwoni w tym sezonie są w słabej formie, a gdy nawet zaliczają przebłyski, to za chwilę przytrafiają się im słabsze skoki. Brak regularności widać szczególnie w drugiej części sezonu, a najlepszym dowodem był ostatnim konkurs w Oslo, gdy Kamil Stoch prowadził po pierwszej serii, a skończył zawody na 15. pozycji. Przykłady można by mnożyć. Liczenie na medal, na który składają się nie dwa, a cztery skoki, jest naprawdę przejawem niepoprawnego optymizmu. Oczywiście trzymamy kciuki za biało-czerwonych, ale robienie sobie wielkich nadziei nie ma sensu.
Tym bardziej, że Polacy nigdy nie byli potęgą w lotach narciarskich. Przez dekady rozgrywania Mistrzostw Świata nasi pokusili się o dwa medale indywidualne – brąz Piotra Fijasa w 1979 roku i srebro Kamila Stocha w 2018. Wymowne, że medalu nie zdobył nigdy nawet wielki Adam Małysz. W drużynówkach nie było lepiej. Dopiero dwie ostatnie (2018 i 2020) przyniosły nam brązowe medale. Ale wtedy cała drużyna była w dobrej formie. Dziś jest zgoła inaczej.
Do Vikersund posyłamy szóstkę w składzie: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Paweł Wąsek, Jakub Wolny i Andrzej Stękała. Zabraknie za to trenera Michala Dolezala. Czech ma koronawirusa i musi pozostać w izolacji. Polaków poprowadzi jego asystent, Grzegorz Sobczyk. Zresztą, wydaje się, że powoli do nieobecności Dolezala trzeba się przyzwyczajać. Po tak słabym sezonie mało prawdopodobne jest, by PZN nie podziękował Czechowi za współpracę. Decyzje jednak nie zapadły, więc to tylko spekulacje.
Pospekulować można także na temat faworytów imprezy. Tutaj nie trzeba być specjalnym geniuszem, by wymienić nazwiska najlepszych w Pucharze Świata – Ryoyu Kobayashiego, Geigera, Stefana Krafta, Markusa Eisenbichlera, Halvora Egnera Graneruda czy Mariusa Lindvika. Mocni na „mamutach” byli zwykle również Słoweńcy, a że są w dobrej formie, to i medal któregoś z nich nie byłby żadną niespodzianką.
Przez dwoma laty złoty Geiger wyprzedził Graneruda i Eisenbichlera. Gdy poprzednio MŚ odbywały się w Vikersund (w 2012 roku) na podium stali Robert Kranjec, Rune Velta i Martin Koch. Co ciekawe, w XXI wieku ani jednego medalu MŚ w lotach nie zdobyli Japończycy, więc Kobayashi w wielkiej formie jest ich ogromną nadzieją.
Dziś na Vikersundbakken trening i kwalifikacje. Jutro o 15:30 seria próbna, a godzinę później dwie pierwsze serie konkursowe. Analogiczne godziny w sobotę, kiedy to po trzeciej i czwartej serii poznamy indywidualnych medalistów MŚ w lotach. Na niedzielę przewidziana jest „drużynówka” – znów o 15:30 seria próbna, a konkurs od 16:30. Oficjalnym rekordzistą obiektu w Vikersund jest Kraft, który w 2017 roku poszybował tutaj na 253,5 metra.
Dla Kamila Stocha mistrzostwo świata w lotach to brakujący skalp. Polak wygrywał wszystkie inne najważniejsze imprezy, przeważnie po kilka razy. Na „mamucim” mundialu był w stanie pokusić się jedynie o srebro. W 2018 roku nie do pobicia był Daniel-Andre Tande. Jednak o nierównej formie Polaków już pisaliśmy, więc nie ma sensu rozbudzać apetytów kibiców. Będziemy cieszyć się z dobrych, dalekich lotów naszych skoczków, mając świadomość, że następny może być nieudany. Taki to już sezon.