Skip to main content

Krzysztof Ratajski pokonał w World Series of Darts dwóch rywali i jedną rywalkę, a zatrzymał się dopiero na Dimitrim Van den Berghu w półfinale. Polak był bardzo bliski swojego pierwszego telewizyjnego finału, ale od prowadzenia 8-7 przegrał wszystkie kolejne partie i pożegnał się z turniejem.

Kwalifikacją do turnieju World Series of Darts był akurat w tym roku tylko Nordic Masters, w którym niespodziewanie daleko dotarła Fallon Sherrock – chyba najlepsza darterka na świecie, zawodniczka, która jako pierwsza w historii pokonała mężczyznę w mistrzostwach świata. Miało to miejsce w grudniu 2019 roku – Sherrock wygrała w pierwszej rundzie z Todem Evettsem, a później jeszcze bardziej sensacyjnie rozprawiła się z dużo bardziej znanym Mensurem Suljoviciem i zatrzymała się dopiero na trzeciej rundzie. Od tej pory wymienia się ją naprzemiennie obok Lisy Ashton jako najlepszą darterkę. No i Fallon doszła w Nordic Masters aż do samego finału, ulegając tam dopiero Michaelowi van Gerwenowi, a to dało jej rozstawienie w World Series of Darts i drugą rundę z marszu.

Trzeba przyznać, że nasz darter nie grał w tym turnieju nadzwyczajnie. Najlepszy chyba mecz rozegrał właśnie z opisywaną wyżej Fallon Sherrock. Tam był najrówniejszy, oddał rywalce tylko jednego lega, a sam praktycznie nie mylił się przy kończeniach, mając 6/11, a więc 55%. Wysokimi wizytami nie pozwalał przeciwniczce nawet na to, żeby podchodziła do tarczy, by spróbować skończyć partię. Niemal cały czas to Ratajski był pierwszy na finiszu. Mecz wcześniej nie wyglądało to tak dobrze. Polak w pierwszej rundzie z Gabrielem Clemensem skończył tylko 6/22 podwójnych, a więc dokładnie dwa razy mniej. Obaj panowie grali na niskiej średniej, ale Ratajski miał szczęście, że Clemens popełniał więcej błędów przy pojedynczych rzutach. To był generalnie słaby mecz, ale Ratajski przepchnął go dalej.

Trzecia potyczka Polaka to walka z reprezentantem gospodarzy – Nielsem Zonneveldem, rozstawionym dość daleko w rankingu, ale pomoc trybun doprowadziła do tego, że pokonał po drodze Chisnalla i Andersona. Ratajski cały czas wzystko kontrolował i w tym spotkaniu prowadził praktycznie od początku. Miał już nawet wynik 6:1 i raczej nic złego nie mogło się tu wydarzyć. Mecz również był rwany, w końcówce żaden z zawodników nie potrafił utrzymać swojego licznika, tylko wzajemnie go sobie wyrywali. Holender raz popisał się mocnym finiszem, zamykając ze 136 punktów, ale w ostatnim secie i tak się pomylił, a Ratajski to wykorzystał i pokonał rywala 10:6.

Można powiedzieć, że szkoda tego półfinału, bo Van den Bergh był na pewno do ogrania. Wyższy bieg wrzucił dopiero w końcówce spotkania, kiedy przegrywał 7:8. Wtedy dwa razy przełamał polskiego zawodnika. Mecz był znów bardzo rwany i chaotyczny. Kiedy Belg akurat miał słabsze momenty i zaczynał się mylić, to Ratajski mu wtórował i robił dokładnie to samo. Nie był w stanie też ani razu zakończyć lega z licznikiem powyżej 100. Jego najwyższe wyzerowanie było z 68, a więc bez żadnego spektakularnego, który mógłby nieco nastraszyć rywala. Mimo dość średniego poziomu, Polak i tak był blisko finału. Po prostu zawalił końcówkę, gdzie przegrał cztery partie z rzędu. To drugi półfinał Ratajskiego w dużym turnieju po World Matchplay. Zawody te nie są jednak turniejem rankingowym, więc za tak dobry występ nie poprawi swojej pozycji.

Related Articles