Tadej Pogacar (UAE Team Emirates), ubiegłoroczny zwycięzca Tour de France, był także jednym z dwóch największych faworytów tegorocznej Wielkiej Pętli. Ale chyba nawet sam Słoweniec nie przypuszczał, że pierwszy tydzień rywalizacji ułoży się tak bardzo po jego myśli. Pogacar jest w tym momencie wręcz pewniakiem do zwycięstwa, a jesteśmy raptem po dwóch górskich etapach.
Największym rywalem Pogacara miał być jego rodak, Primoż Roglić. Zawodnik ekipy Jumbo-Visma uczestniczył w kraksie na 3. etapie i zanotował spore straty. Przez kilka dni próbował dalej walczyć na trasie, ale – jak sam przyznał – nie miało to już żadnego sensu. Odczuwał ból, a szansa na końcowy triumf odpłynęła. – Podjęliśmy decyzję wspólnie z drużyną. Kontynowanie rywalizacji po prostu nie ma sensu. Muszę wrócić do zdrowia i wyznaczyć sobie nowe cele. Miałem nadzieję, że w kolejnych dniach mój stan się poprawi. Doświadczyłem jednak sporo bólu i dla mojego ciała okazało się to za dużo. Jestem rozczarowany, ale wiem, że to słuszna decyzja i muszę się z nią pogodzić – powiedział Roglić. Jeśli wypocznie i „wyliże rany” będzie jednym z kandydatów do medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. To będzie jego główny cel.
Kogo jeszcze wymienialiśmy przed startem TdF w gronie kandydatów do wygranej? Gerainta Thomasa. Lider Ineos Grenadiens, czyli wiodącej siły w światowym peletonie, zajmuje obecnie 28. miejsce w klasyfikacji generalnej i ma… 39 minut straty do Pogacara! Inni kolarze Ineos? Wysoko jest Richard Carapaz, ale 5. miejsce to jedno, a ponad 5 minut straty to inna kwestia. Pozostali zawodnicy tej grupy kompletnie się nie liczą.
Sprawdźmy jeszcze miejsca w „generalce” pozostałych mocnych nazwisk. Miguel Angel Lopez? 45. pozycja i ponad 54 minuty straty. Julian Alaphilippe? Wygrał 1. etap, ale teraz ma już ponad 47-minutową stratę do lidera. Nairo Quintana? Doświadczony Kolumbijczyk jedzie w koszulce w czerwone grochy, ale zdaje się, że wygrana w klasyfikacji górskiej będzie szczytem możliwości. Quintana ma bowiem o blisko 25 minut gorszy czas niż Pogacar.
Poza Carapazem wysoko jest Rigoberto Uran. Ma nieco ponad 5 minut straty i jest obecnie na 3. pozycji w klasyfikacji generalnej. Jednak – nie oszukujmy się – każdy z pretendentów potrzebowałby przynajmniej jednego słabszego dnia Pogacara, by mieć jakiekolwiek szanse na sukces. A Słoweniec póki co jest bardzo mocny. W pięknym stylu wygrał „czasówkę”, a w pozostałych etapach trzymał się czołówki, by nie generować strat. Tak właśnie trzeba jeździć w wieloetapowym klasyku. 22-latek wie o tym doskonale.
Z wyścigiem, podobnie jak Roglić, pożegnał się już także Mathieu van der Poel, który jechał w żółtej koszulce lidera od 2. etapu. Holender zakładał wycofanie się z wyścigu od samego początku, bo jego celem są igrzyska, gdzie startować będzie… w MTB!
Prawdziwą rzezią okazał się niedzielny etap, który rozgrywany był w bardzo trudnych warunkach pogodowych. Było zimno, a do tego padał deszcz. Finałem etapu był ponad 20-kilometrowy podjazd. Wspinaczkę wygrał Ben O’Connor. Pogacar choć dojechał do mety 6 minut za zwycięzcą, to i tak zyskał w klasyfikacji, bo wielu innych kolarzy straciło znacznie więcej. Nie wszyscy załapali się nawet do limitu, który wynosił 37.20. Przekroczenie tej straty oznaczało wykluczenie z dalszej rywalizacji.
Pomagający Pogacarowi Rafał Majka dotarł do mety 17 minut po O’Connorze, a w klasyfikacji generalnej jest na 59. miejscu. 84. jest drugi z Polaków, Michał Kwiatkowski z grupy Ineos Grenadiers.