Skip to main content

Piątek i sobota to telenowela związana z występem Natalii Maliszewskiej w biegu na 500 metrów w short tracku. Polkę zwolniono z izolacji, ale dzisiejszy pozytywny test przed samym wejściem na halę wykluczył ją z udziału. Startowali też skoczkowie, skoczkinie, a Justyna Kowalczyk-Tekieli wzruszyła się, kiedy na metę wbiegła Izabela Marcisz.

Zacznijmy od sytuacji związanej z Natalią Maliszewską, bo ta zmieniała się jak w kalejdoskopie. Zamieszanie ze swoim startem (albo raczej brakiem startu) w Pekinie zapamięta do końca życia. Spróbujmy to podsumować… Piątek rano, godzina śniadaniowa (przynajmniej u nas) – dowiadujemy się, że Maliszewska po raz drugi z rzędu ma pozytywny wynik i nie wystartuje w swojej ulubionej konkurencji – 500 metrów w short tracku. Również i my o tym pisaliśmy. Piątek wieczorem, godzina kolacyjna, coś koło 18:30 – dowiadujemy się, że zwolniono z izolacji trójkę panczenistów – Natalię Czerwonkę, Magdę Czyszczoń i Marka Kanię oraz dwie osoby ze szabu – Arkadiusza Skonecznego i Huberta Krzysztofiaka. W izolacji pozostawała jednak Natalia Maliszewska. Piątek, już prawdopodobnie po kolacji, około 20:30 – dowiadujemy się, że dzięki działaniom PKOl oraz Polskiej Misji Olimpijskiej Maliszewska została zwolniona z hotelu izolacyjnego i udała się do wioski olimpijskiej.

Raz wynik był pozytywny, raz negatywny, raz niejednoznaczny. Nie mogła się skupić i nastawić psychicznie na najważniejszy start w życiu, bo przecież jest w formie medalowej. Nie wiadomo, jak, ale udało się ją po kolejnym pozytywie zwolnić z izolacji. Trzeba było jednak powtórzyć test przed wejściem na halę. Wtedy dziennikarz TVP Sport Aleksander Dzięciołowski nie mógł jej nigdzie dostrzec na rozgrzewce, a później poinformował, że nie ma jej na listach startowych. Było jasne, że nie dopuszczono jej do startu. Pojechały za to Nicola Mazur, Patrycja Maliszewska i Kamila Stormowska. Wszystkie odpadły już w ćwierćfinale, najbliżej awansu była Mazur po bardzo dynamicznym biegu, w którym co rusz zmieniała się jej pozycja. Generanie widać było jak wszystkie są podłamane. W wywiadach wystąpiły w maseczkach z napiszen "Pat <3". Zarówno Stormowska w Eurosporcie, jak i Maliszewska w TVP Sport się popłakały. Patrycja obiecała wspierać siostrę, jak tylko będzie potrafiła. Mazur i Stormowska startowały też w mikście short tracku z Michałem Niewińskim i Łukaszem Kuczyńskim, zajmując w swoim biegu czwarte miejsce, a ogólnie spośród 12 reprezentacji – wyprzedzając tylko Francję.

Z samego rana obejrzeliśmy kwalifikacje skoczków narciarskich. Mimo bardzo kiepskiej formy, to i tak w nich pokładamy największe nadzieje. Kwalifikacje były jedną wielką loterią, jednym wiało dużo bardziej, innym dużo mniej. Szczęście miał Piotr Żyła, który skoczył 102,5 metra i zajął bardzo dobre 3. miejsce. Wygrał Lindvik, drugi był Johansson. Taki Stefan Hula był 27., dostał -14 punktów za wiatr, ale przyznał, że to śmieszne, bo kompletnie tego nie czuł pod swoimi nartami. Kamil Stoch miał fatalne warunki i skoczył 83,5 metra, kończąc kwalifikacje na 36. pozycji, a Dawid Kubacki był 16. Kwalifikacje były jednak śmieszne, bo wejście do konkursu dał wynik 68 metrów uzyskany przez Kazacha Tkaczenkę. To najsłabszy rezultat dający awans w XXI wieku. Cztery lata temu ten sam Kazach skoczył 84 metry i był pierwszym, który nie wszedł do konkursu. Konkurs w niedzielę o godzinie 12:00.

Startowało dziś też kilku innych zawodników i zawodniczej w mniej popularnych konkurencjach. Najwięcej ciepłych słów można powiedzieć o wspomnianej już wyżej Patrycji Maliszewskiej i saneczkarzu Mateuszu Sochowiczu, to ze względu na to, co w swoim życiu przeszli i jak ważne było to, że w ogóle dziś wystąpili na igrzyskach, a jeśli chodzi o aspekt czysto sportowy, to świetnie w skiathlonie spisała się Izabela Marcisz. Do tego stopnia, że wzruszyła komentującą Justynę Kowalczyk-Tekieli. 21-letnia Marcisz zajęła 16. miejsce na 65 zawodniczek. To też jest ciekawa historia, bo trenerem biegaczek jest Słowak Martin Bajciciak, a tak naprawdę Marcisz bardziej ufa Justynie oraz Aleksandrowi Wieretielnemu. Była tak dumna z występu, że stwierdziła, że to tak jakby zdobyła medal. To wielki talent i w przyszłości powinna być jeszcze lepsza, idąc po śladach swojej mistrzyni i mentorki. 59. na mecie była Magdalena Kobielusz i ona już zadowolona nie była. "Trzeba trenować" – powiedziała w TVP Sport.

Spuścić zasłonę milczenia trzeba na skoki, jakie oddały Nicole Konderla i Kinga Rajda. Pierwsza skoczyła 64 metry, druga 69 metrów. Nie licząc zdyskwalifikowanych zawodniczek, Polki wyprzedziły tylko dwie inne skoczkinie i oczywiście nie weszły do drugiej serii. Wspomniałem o saneczkarzu Mateuszu Sochowiczu. To cud, że w ogóle wystąpił po tym, jak w próbie przedolimpijskiej w listopadzie rozbił się o bramę, bo jakiś gość jej zapomniał otworzyć. Pękła mu rzepka w jednej nodze, drugą masakrycznie rozciął, przeszedł operację i zaczęło się odliczanie. Wrócił w połowie stycznia i dla niego liczy się to, że startuje i walczy z "demonami" pechowego dla siebie toru. Po dwóch pierwszych ślizgach zajmuje 27. miejsce na 33 zawodników. Co do Maliszewskiej, która musiała żyć dramatem siostry, dla niej też był to symboliczny występ po okropnej kontuzji, śmierci mamy i walce z depresją.

Related Articles