Skip to main content

Fani speedway’a, którzy wykupili wejściówki na piątkowe i sobotnie turnieje Grand Prix na Motoarenie zapewne liczyli, że losy tytułu mistrza świata rozstrzygną się w ostatnim biegu sezonu. Tak się jednak nie stało. Bartosz Zmarzlik nie popisał się w piątek, a sobotni triumf niczego już mu nie dał. Po raz pierwszy w karierze medal IMŚ zdobył Artiom Łaguta – od razu złoty!

Faza zasadnicza piątkowego turnieju nie była nazbyt ciekawa. Na torze działo się niewiele. Łaguta spisywał się znakomicie, Zmarzlik niewiele gorzej, a najlepiej punktował Tai Woffinden. W swoim ostatnim starcie w fazie zasadniczej aktualny wówczas mistrz świata zdobył tylko 1 punkt, przez co stracił możliwość wyboru pola startowego do półfinału w pierwszej kolejności. Był to niestety również symptom, że Zmarzlikowi nie do końca dobrze idzie na zmieniającym się torze w Toruniu. Żużlowiec Stali Gorzów wyraźnie nie trafił z ustawieniami motocykla, co zresztą przyznał sam po zawodach.

Na wszystkim zaważył półfinał. Polak przyjechał w nim za plecami Macieja Janowskiego i Maxa Fricke. Na trasie poradził sobie z Pawłem Przedpełskim, ale o doścignięciu Fricke nie było mowy. Słabiutki start przesądził. Brak awansu do finału zwiastował katastrofę. Dwa ostatnie biegi turnieju tylko to potwierdziły. Łaguta startował jak z katapulty. Już na wyjściu z pierwszego wirażu osiągał wyraźną przewagę nad rywalami, a potem systematycznie ją powiększał. To był nokaut. Wyglądało to tak, jakby gwiazdor Sparty Wrocław jechał na motocyklu z turbodoładowaniem.

Wygrana Łaguty i zaledwie 5. miejsce Zmarzlika w piątek oznaczało, że Polak tracił w klasyfikacji generalnej już 9 punktów do swojego głównego rywala. To przy ich obecnej formie przepaść. Zmarzlik musiał liczyć na cud, jakim byłoby potknięcie Łaguty.

Na ten cud nawet przez chwilę się zanosiło, bo zawodnik reprezentujący Rosyjską Federację Motocyklową (MFR) zaczął sobotni turniej przeciętnie i po trzech startach miał na koncie zaledwie trzy punkty. Wtedy nagle kibicom w Toruniu zaświtała myśl, że nie wszystko stracone. Zmarzlik tego dnia w fazie zasadniczej spisywał się wyśmienicie. Zgromadził 13 oczek i bardzo pewnie awansował do półfinału. Jednak i Łaguta pozbierał się na czas. W swoich dwóch ostatnich startach wytrzymał próbę nerwów. Przywiózł dwie trójki i rozwiał wątpliwości. Awans do półfinału był dla niego połową sukcesu. Teoretycznie jednak Zmarzlik wciąż miał jeszcze matematyczne szanse.

Kluczowy był półfinał nr 1, w którym obaj panowie stanęli pod taśmą, a oprócz nich mocni Leon Madsen i Tai Woffinden. Łaguta wybierał pole startowe dopiero jako trzeci. Gdyby dojechał trzeci, a najlepiej czwarty do mety, to Zmarzlik wciąż byłby w grze – oczywiście potrzebował awansu do finału i wygrania go. Jednak Łaguta niczego nie pozostawiał losowi. Po prostu wystrzelił spod taśmy, tak jak w piątkowym półfinale i pognał do mety jako pierwszy. Zmarzlik był drugi. Obaj awansowali więc do finału, ale przecinając metę jako pierwszy Łaguta zapewnił sobie pierwszy w życiu medal Indywidualnych Mistrzostw Świata – od razu złoty!

Z drugiego półfinału awansowali Maciej Janowski i Emil Sajfutdinow. Obaj w finale stanęli na podium za plecami Zmarzlika. Łaguta, z którego zeszło już powietrze, przyjechał ostatni. Nie miało to już żadnego znaczenia. Zmarzlik po prostu powiększył swoją liczbę zwycięstw w pojedynczych turniejach. Sajfutdinow już w piątek zapewnił sobie praktycznie brąz, bo fatalnie spisał się Fredrik Lindgren. Janowski finalnie ukończył rywalizację na 5. miejscu, wyprzedzając Woffindena. Cóż, typowy Magic. Blisko podium, ale ostatecznie bez sukcesu. Toruń jednak był w wykonaniu żużlowca Sparty bardzo udany – 2. miejsce w piątek i 3. miejsce w sobotę.

Na siódmym i ósmym miejscu cykl ukończyli Leon Madsen i Max Fricke. Znając podejście włodarzy BSI do przyznawania stałych dzikich kart na nowy sezon, Duńczyk może być spokojny. Fricke mało to obchodziło, bo i tak zakwalifikował się z Grand Prix Challenge, razem z Patrykiem Dudkiem i Pawłem Przedpełskim. Ciekawe, co z Jasonem Doylem. Były mistrz świata zajął dopiero 9. miejsce, w dodatku ze sporą stratą do ósmego Fricke.

Wracając do najlepszych – dla Zmarzlika to już piąty medal IMŚ. Drugi srebrny. Oprócz tego ma dwa złote i jeden brązowy. A mówimy o 26-letnim żużlowcy. Niesamowite. Niesamowite jest też to, że tak świetna postawa pozwoliła zdobyć jedynie srebro. Zmarzlik wygrał 5 z 11 turniejów, trzykrotnie był drugi. Niestety, w trzech pozostałych był poza finałem i to przesądziło. Łaguta to fenomen. Tylko w pierwszym turnieju nie wszedł do najlepszej czwórki, a potem 10 razy z rzędu jeździł w finale! Pięć z tych finałów wygrał, dwukrotnie był drugi, raz trzeci, dwukrotnie czwarty. Na mecie sezonu dało to trzy punkty więcej w klasyfikacji generalnej od Zmarzlika. Trzeci Sajfutdinow skończył zabawę 40 oczek za Polakiem! To przepaść, doskonale obrazująca, jaki sezon oglądaliśmy.

Dwa medale tego sezonu zgarnęli zawodnicy reprezentujący MFR, bo jak wiadomo rosyjscy sportowcy nie mogą na arenie międzynarodowej występować pod własną flagą. Złośliwi mówią, że MFR właśnie wyprzedził w klasyfikacji medalowej IMŚ Rosję. Łaguta jest bowiem pierwszym rosyjskim mistrzem świata.  

Related Articles