Skip to main content

To mogą być nasze najgorsze igrzyska olimpijskie w XXI wieku. Od Salt Lake City zdobywamy co najmniej po dwa medale. Teraz dwa byłyby wielkim sukcesem i niespodzianką. Tym bardziej, że  Natalia Maliszewska nie wystartuje na 500 m w short tracku, a to była nasza największa nadzieja.

Zacznijmy od sytuacji Natalii Maliszewskiej, bo tym od kilku dni żyje cała Polska. Jest już jasne, że nie wystąpi w swojej koronnej konkurencji  – 500 metrów w short tracku, czyli tam, gdzie mieliśmy największe szanse na jakikolwiek krążek. Maliszewska zdobyła w tej konkurencji Puchar Świata w sezonie 2018/19, a w obecnym skończyła na trzecim miejscu. Trzy z czterech zawodów kończyła na podium, a w Pekinie, na torze, gdzie odbywają się igrzyska – wygrała. Była druga w Nagoi, trzecia w Debreczynie, ale niestety… nie ma to już najmniejszego znaczenia. Z walki o najwyższe cele wyeliminował ją COVID-19. A bardziej boli to, że jej wyniki nie były jednoznaczne.

Maliszewska 30 stycznia miała wynik pozytywny. Mówiła wtedy tak w TVP Sport: – Jeśli chodzi o stan zdrowia, to czuję się dobrze. Jestem zdrowa, tylko test mi wyszedł pozytywny. Gdyby ktoś kilka dni temu powiedział mi, że tak się stanie, bym się tylko zaśmiała. Jestem okazem zdrowia, nie mam gorączki, na treningach jeździłam normalnie, nie jestem osłabiona, nie miałam w ogóle podejrzeń, że coś takiego mogłoby mi się wydarzyć. Ciężko mi w to uwierzyć. Czuję się jakby ktoś mnie oszukał. Do startu potrzebne są dwa wyniki negatywne z rzędu i jeszcze wtedy była jakaś nadzieja. Tym bardziej, że 2 lutego Maliszewska uzyskała test negatywny. Kolejnego dnia wyszedł już jednak… pozytywny. PKOl złożył nawet oficjalny protest, o czym informował Konrad Niedźwiecki, były olimpijczyk, a obecny szef misji olimpijskiej. To na nic, bo dziś Maliszewska otrzymała kolejny pozytyw, zatem cała saga skończyła się fatalnie. Nie otrzyma szansy na sobotni start w eliminacjach w swojej ulubionej konkurencji. Olbrzymia szansa medalowa się ulotniła.

No dobrze, zajęliśmy się Maliszewską, a przecież nasza kadra liczy 57 sportowców. Zwykle na igrzyskach w XXI wieku mieliśmy jakiegoś dominatora, swój pewniak. W 2002 był to Adam Małysz, w 2006 Tomasz Sikora jechał na IO w dobrej formie (potem zajął 4. miejsce w PŚ), w 2010 znów Adam Małysz i Justyna Kowalczyk, 2014 był niesamowity, bo dał nam dwa złota Stocha, złoto Kowalczyk i sensacyjne złoto Bródki, a medale dołożyły też drużyny w łyżwiarstwie szybkim, w 2018 znów nie zawiedli skoczkowie, zdobywając dwa jedyne krążki – złoto Stocha i brąz w drużynie. Tym razem nie mamy dominatorki w biegach, jesteśmy słabi w biathlonie, Zbigniew Bródka jest już wiekowy i dopiero wrócił do ścigania, Maryna Gąsienica-Daniel to potencjał raczej na TOP10, a skoczkowie mają najgorszy sezon od lat. Mimo fatalnej formy w tym sezonie, i tak będziemy zapewne liczyć na jakiś niesamowity zwrot akcji w wykonaniu Kamila Stocha, który błysnął na dwóch z czterech sesji treningowych, w których brał udział. Teoretycznie Maliszewska może jeszcze liczyć na coś w wyścigu na 1000 metrów, ale tonujmy nadzieje, bo tu nie ma aż tak wielkiej szansy.

Można też zerkać na występy Jekateriny Kurakowej, czterokrotnej mistrzyni Polski w łyżwiarstwie figurowym, która dopiero co zajęła świetne 5. miejsce na mistrzostwach Europy. Walkę zapowiada Aleksandra Król, chorąża reprezentacji Polski, dla której to trzecie igrzyska. W połowie stycznia sensacyjnie wygrała swoje pierwsze zawody Pucharu Świata w snowboardowym slalomie gigancie w Simonhoehe. Inny chorąży – Zbigniew Bródka – wrócił w spektakularnym stylu, zdobywając mistrzostwo Polski i trzecie miejsce w zawodach Pucharu Świata w biegu ze startu wspólnego. Dwa nasze medale w historii to także kobieca drużynówka w łyżwiarstwie szybkim, choć niestety cztery lata temu w ćwierćfinałach Polki dojechały jako ósme (na osiem), a ostatecznie zajęły 7. miejsce. Największa medalowa nadzieja przepadła. Jest duze prawdopodobieństwo, że skończymy te igrzyska z zerowym dorobkiem, po raz pierwszy w XXI wieku.

Related Articles