Skip to main content

Dobrze znana skocznia, doping publiczności i możliwość wystawienia dodatkowej puli zawodników. To wszystko dawało powody do optymizmu przed weekend Pucharu Świata w Wiśle. Jak było? Niestety niewiele lepiej niż w Niżnym Tagile i Ruce.

Zaczęło się genialnie, bo Kamil Stoch udowodnił, że jest najbliżej optymalnej formy i wygrał jeden z treningów. Potem skakał już słabiej, ale generalnie piątkowe treningi i kwalifikacje raczej podtrzymały atmosferę nadziei i umiarkowanego optymizmu. W pierwszej „30” serii kwalifikacyjnej znalazło się aż pięciu biało-czerwonych. Stoch 10., a na dalszych miejscach jeszcze Jakub Wolny, Piotr Żyła, Andrzej Stękała i Dawid Kubacki. Z 13 biało-czerwonych do konkursu nie weszło tylko dwóch – zdyskwalifikowany Maciej Kot i słabo skaczący Jarosław Krzak. Nieźle zaprezentował się młody Jan Habdas, który przekroczył punkt konstrukcyjny.

W sobotę czekała nas drużynówka, którą nieco torpedowała pogoda. Odwołano serię próbną, ale konkurs mimo zmiennego wiatru udało się przeprowadzić. Loteryjne warunki nie sprzyjały sprawiedliwej rywalizacji i wielu zawodników przy swoich próbach sobie nie poradziło. Tymczasem Polacy dzięki solidności przez większą część zawodów utrzymywali się w ścisłej czołówce. Ba, po dwóch seriach byli na prowadzeniu! W pierwszej serii po skoku Dawida Kubackiego, a w drugiej po próbie Piotra Żyły.

Niestety, Kubacki całkowicie zawalił próbę nr 2. Nie doleciał nawet do 100. metra i momentalnie podopieczni Michala Doleżała stracili podium, lądując na 6. miejscu. Niezły skok Stocha poprawił sytuację, dzięki temu Polska ukończyła „drużynówkę” na 4. miejscu. Strata do podium była jednak bardzo duża. Wygrali Austriacy, przed Niemcami i Słoweńcami.

Gdyby sobotnie skoki drużynowe potraktować indywidualnie najlepszym z Polaków byłby Piotr Żyła (6. miejsce). W pierwszej „10” znalazłby się jeszcze dziewiąty Kamil Stoch. Nieźle skakał Andrzej Stękała (16. nota łączna). Najlepiej skakał Stefan Kraft.

Czy sobotnia „drużynówka”, która mimo wszystko była promykiem pozytywnego myślenia, znalazła przełożenie na niedzielne zawody indywidualne? Nie. 11, 25, 26, 32, 40, 41, 43, 45, 46, 47, 49. To miejsca zajęte przez biało-czerwonych w tym konkursie. To zdecydowanie najwyższe należało oczywiście do Kamila Stocha. Zapunktowali jeszcze Piotr Żyła i Aleksander Zniszczoł, ale punkty na poziomie na trzeciej dziesiątki cieszyć mogą tylko tego drugiego. Poza drugą serię po raz kolejny znalazł się Dawid Kubacki oraz cała reszta naszej ekipy. Większość na szarym końcu. Miało być lepiej, a było katastrofalnie.

Sam konkurs nie zachwycił. Nie było dalekich prób. Jury bało się podwyższyć belkę i przez cały konkurs nie obejrzeliśmy ani jednego skoku powyżej 130 metrów! Najdalej poszybował Robert Johansson, który w drugim skoku osiągnął 128.5 metra, ale zajął raptem 10. miejsce. Najlepszy okazał się Jan Hoerl, zwycięzca piątkowych kwalifikacji. Wyprzedził Mariusa Lindvika i Stefana Krafta. Poza podium tym razem dwaj najlepsi Niemcy, czyli Karl Geiger i Markus Eisenbichler. Co warto podkreślić – piąty konkurs i piąty zwycięzca w tym sezonie.

Nie można nie napisać też o Halvorze Egnerze Granerudzie, który wygrał serię próbną w niedzielę i zapowiadało się na jego rehabilitację po katastrofie w Ruce. Tymczasem obrońca Kryształowej Kuli najwyraźniej ma jakieś problemy, siedzące głęboko w głowie. W serii konkursowej ratował się przed upadkiem. Zaliczył raptem 102.5 metra i wygrał tylko ze… Stękałą oraz zdyskwalifikowanym Domenem Prevcem. Granerud tym samym nie zapunktował trzeci raz z rzędu!

Co z naszymi? Można z przekąsem żartować, że po serii konkursów, w których do drugiej serii wchodziło dwóch naszych, tym razem mieliśmy trzech punktujących skoczków. To jednak czarny humor. Naprawdę trudno dopatrzyć się progresu. W sobotę długo skakaliśmy solidnie i wykorzystywaliśmy zawalone próby rywali, ale w końcu i na naszego skoczka przyszła pora. Czwarte miejsce nie było złe, ale z drugiej strony w Wiśle nasi zawsze stawali na podium „drużynówki”. Niedziela jakiekolwiek pierwiastki optymizmu zamiotła i wyrzuciła do najbliższego śmietnika. Przed startem sezonu liczyliśmy na medale na Igrzyskach Olimpijskich, a ten w drużynie traktowaliśmy jako niemal pewny. Na dziś to marzenia ściętej głowy. Czy w trakcie sezonu możliwy jest nagły wystrzał formy naszych? Póki co na dobre próby stać jedynie Stocha, ale problem w tym, że te idealnie przytrafiają mu się na ogół tylko w jednym z pierwszych skoków w piątek, a potem jest co najwyżej solidny.
 

Related Articles