Neil Robertson wygrał właśnie Tour Championship, a tym samym swój czwarty turniej w sezonie. Zrobił to w spektakularnym stylu, wygrzebując się z beznadziejnej sytuacji. Odrobił stratę z 4:9 i wygrał sześć frejmów z rzędu. Australijczyk jeszcze nigdy w karierze nie wygrał tylu turniejów w sezonie i będzie głównym faworytem MŚ.
John Higgins to największy pechowiec tego sezonu. Przegrał już piąty finał, w tym czwarty rankingowy. Różnice w pieniądzach rankingowych między zwycięzcą finału a pokonanym to podwójna dysproporcja albo i nawet jeszcze większa. Higgins prowadził już 9:4 i był bardzo bliski zgarnięcia 150 tysięcy, ale w niewytłumaczalny sposób przegrał wszystkie kolejne partie i zgarnął 60 tysięcy. W Scottish Open przeszło mu koło nosa 40 tysięcy, w English Open 40 tysięcy i w Northern Ireland Open też 40 tysięcy. Co prawda TOP4 jest dla Higginsa nieosiągalne przez słabiutkie występy w najlepiej premiowanych mistrzostwach świata, ale Kyrena Wilsona mógłby w rankingu przeskoczyć. To jednak lepszy sezon Higginsa niż poprzedni, gdzie dużo słabiej szło mu w turniejach rankingowych. W tym wygrał jeszcze nierankingowe Championship League, czyli ciekawy turniej, w którym snookerzyści grają w grupach szybkie mecze do trzech wygranych frejmów.
Przejdźmy jednak do udanego sezonu Neila Robertsona. Australijczyk przecież gra z sukcesami już ponad dekadę, ale tylu tryumfów nie miał nigdy. Udawało mu się wygrywać po trzy turnieje, biorąc pod uwagę te rankingowe i nierankingowe, ale jeszcze nigdy nie wygrał czterech. Wszystko to może przypieczętować mistrzostwem świata i po tak gigantycznym come backu będzie największym faworytem. Tylko Zhao Xintong i Judd Trump mają po dwa wygrane turnieje, dlatego Robertson jest dominatorem sezonu 2021/22, a jeszcze przegrał po drodze World Grand Prix z O'Sullivanem. Generalnie jednak zupełnie odwrotnie do Johna Higginsa – kiedy już dochodzi do finału, to zwykle wygrywa. W ostatnich latach przekleństwem Australijczyka na mistrzostwach świata jest ćwierćfinał. To na tym etapie odpadał trzy razy z rzędu. Rok temu także podchodził do najważniejszego turnieju po wygraniu Tour Championship. Wtedy wyeliminował go Kyren Wilson. W 2020 roku przegrał z Markiem Selbym, a w 2019 z Johnem Higginsem.
Neil Robertson zajmuje trzecie miejsce w rankingu, ale wystarczy tylko przebić ścianę ćwierćfinału (albo i nie!) i przy dobrych wiatrach może zostać nawet liderem. Wszystko przez to, że Ronnie O'Sullivan będzie bronił punktów sprzed dwóch sezonów, kiedy zdobył mistrzostwo świata. Każdy inny wynik legendarnego snookerzysty niż brak mistrzostwa spowoduje jego spadek w rankingu. Już różnica między zwycięzcą finału a pokonanym to aż 300 tysięcy funtów rankingowych. Ronnie może więc mieć kapitalny turniej, dojść nawet do finału, gdzie przegra, a ranking spadnie mu z ponad miliona do około 700 tysięcy. Podobnie zresztą Mark Selby, który w obecnym sezonie gra beznadziejnie i kończy turnieje często na pierwszych, drugich lub trzecich rundach. On ma potężny ranking dzięki mistrzostwom świata z dwóch poprzednich sezonów, gdzie osiągnął półfinał, a w zeszłym roku wygrał. Selby nie wygrał jednak meczu od 28 lutego. Do Tour Championship się nie dostał, bo tam brało udział ośmiu zawodników najlepszych w rocznym rankingu. W tym roku przyznał się do walki z depresją, w trzech ostatnich turniejach nie grał i jest w bardzo kruchej kondycji psychicznej. Trudno się po nim spodziewać dobrego wyniku.
Tak więc Australijczyk Robertson może po prostu obronić punkty i dojść do ćwierćfinału, a zostanie liderem rankingu. W tym miejscu nie było go od siedmiu lat, był zawsze w TOP10 gdzieś tam za plecami czołówki. W dopiero co zakończonym turnieju dwukrotnie był już bliski porażki. W półfinale musiał patrzeć, jak O'Sullivan zdobywa kolejne frejmy z rzędu i wychodzi na prowadzenie 9:8. Wtedy się jednak obudził i wygrał dwie kolejne partie, a w nagrodę usłyszał z ust wielkiego Ronniego, że jest najlepszym snookerzystą na świecie. Mistrzem świata był tylko raz i to dość dawno temu, w sezonie 2009/10. W tym jednak wygrał dwa bardzo ważne turnieje z serii Cazoo, czyli Players Championship, a teraz Tour Championship. Wystarczy przejść dwie rundy i jest olbrzymia szansa na zostanie liderem rankingu. Później potencjalnym rywalem może być ktoś z dwójki Luca Brecel/John Higgins, a to może być kluczowa faza w walce o mistrzostwo świata.