Skip to main content

Za nami trzecia i czwarta runda najważniejszej darterskiej imprezy, grane już nie do trzech, a do czterech wygranych setów. W Nowym Roku pozostaną już tylko ćwierćfinały, półfinały i finał. Niestety nie wszyscy awansowali po sportowej walce. COVID zebrał swoje żniwo i wykluczył m.in. trzykrotnego mistrza świata – Michaela van Gerwena.

Do tej pory mieliśmy na turnieju trzy walkowery, wszystkie w trzeciej rundzie. Koronawirus dopadł zwłaszcza Holendrów, bowiem zmusił do wycofania się turniejowej "29", a więc Vincenta van der Voorta i to jeszcze nie bolało tak kibiców, natomiast pozytywny test człowieka, który w ostatnich latach był ikoną darta, a więc Michaela van Gerwena budzi już pewien niesmak i zmusza do pytań, czy aby na pewno turniej ten ma sens, skoro ktoś traci duże pieniądze i miejsce w rankingu nie z powodów sportowych, a kibice nie zobaczą na scenie wielkiej postaci tego sportu. Owszem, MvG nie był w najlepszej formie w całym 2020 roku, nie wygrał żadnego ważnego turnieju, jednak to nadal zawodnik rozstawiony z "3", jeden z głównych faworytów. Kolejnym, który przegrał z chorobą był Dave Chisnall, a więc turniejowa "14". Na razie na tym walkowery się skończyły, ale cyrk może się rozpocząć, jeśli w taki sposób zostanie wyłoniony finalista albo w ogóle zwycięzca.

Pozostała już tylko ósemka, a nam pozostaje wierzyć, że dalsza część turnieju pójdzie już zgodnie z planem i koronawirus nie będzie rozdawał zawodnikom biletów za darmo do kolejnej fazy. Albo co w takim przypadku, gdy obu graczy będzie miało pozytywny test? Nie, lepiej o tym nie myśleć… na ten moment mamy w mistrzostwach turniejową jedynkę, dwójkę i czwórkę. Odpadł van Gerwen, ale przegrał z COVID-em, nie z rywalem. Gerwyn Price, Peter Wright i James Wade grają dalej, ale na turnieju błyszczą najbardziej dwaj inni darterzy z dalszego szeregu. Pora trochę więcej napisać o formie Michaela Smitha, czy zwłaszcza Callana Rydza.

Ten pierwszy w czwartej rundzie stoczył wielki bój z Jonnym Claytonem. Aż żal było, że ktoś z tej dwójki musi w ogóle odpaść. Obaj zaprezentowali kosmiczny poziom, odpowiadali sobie świetnym zagraniem na inne, jeszcze lepsze, uśmiechali się do siebie, zbijali żółwie, mając świadomość jakie właśnie dają widowisko. Michael Smith grał na średniej blisko 99,84 a Jonny Clayton 102,48. Maksów w tym spotkaniu padło aż 25. Obejrzeliśmy aż siedem setów i prawdopodobnie najlepszy mecz tych mistrzostw świata. Smith przegrywał już 0:2, ale wrócił w spektakularnym stylu, a to, co działo się od szóstego seta było darterską maestrią. Najpierw Clayton zamknął 161 bullem, a chwilę potem Smith odpowiedział zamknięciem 121 – także bullem. Tylko się do siebie uśmiechnęli i pokiwali głowami. Clayton zaraz znów odpowiedział finiszem 110. W deciderze Michael Smith od stanu 3:4 wygrał trzy legi z rzędu i wyeliminował Claytona. Wicemistrz świata z 2019 roku w takiej formie jest poważnym kandydatem do tytułu.

Największą niespodzianką na tym turnieju jest Callan Rydz. Anglik urodzony w 1998 roku zmiata z planszy kolejnych rywali. 3:0, 3:0, 4:0 i 4:1 – to jego wyniki na tych mistrzostwach. Chłopak gra po prostu swój turniej życia. Realizator często nawet nie nadąża, bo Rydz dysponuje błyskawicznym rzutem. W trzeciej rundzie zmiażdżył bardzo mocnego Aspinalla, wygrywając 4:0. Nie dał bardziej doświadczonemu graczowi dojść do słowa. Wcale nie miał dużych finiszów, ale prawie non stop pierwszy schodził z licznika i przy dobrych double'ach (41%) nie dopuszczał rywala do kończenia. Aspinall na przykład w trzecim secie miał jedną lotkę na double'a, a w drugim tylko trzy. Później Rydz miał już słabszego przeciwnika, pracującego na co dzień w straży – Alana Soutara. Stracił pierwszego seta na tym turnieju, ale później wszedł na poziom nieosiągalny dla rywala – trzeciego, czwartego i piątego seta wygrał gładko – każdego po 3:0 i mocnym akcentem zameldował się w ćwierćfinale.

Słówko na temat najwyżej rozstawionych. Gerwyn Price miał ogromne kłopoty w trzeciej rundzie, doszło nawet do "spiny" przy tarczy między nim a Kimem Huybrechtsem. Belg po dobrych rzutach mobilizował publiczność, jakby wyraźnie chciał się tym zmotywować, a Price przecież ulubieńcem publiki nie jest. Walijczyk przegrywał 1:2 w setach, ale później Huybrechts jakby się wyłączył i w dwóch kolejnych nie miał nawet podejścia do double'a. Kiedy wydawało się, że jest już 3:2 i zaraz będzie po meczu, to znowu się obudził. Mistrz świata miał ogromne kłopoty, ale przepchnął ten mecz w deciderze, wygrywając go w ostatnim możliwym legu – 6:5. Belg może pluć sobie w brodę, bo kiedy Price łapał fatalne momenty, to on mu w nich wtórował, zamiast zaatakować. Nie wykorzystał słabości rywala i przegrał. W czwartej rundzie Price nie miał przeciwnika. Van Duijvenbode ze średnią 83,22 nie miał prawa na nic liczyć w tej fazie. Walijczyk miał więc bardzo spokojną rundę.

Czwórka pozostałych to jeszcze James Wade, Mervyn King, Luke Humphries i Gary Anderson. Wade najpierw dostał awans za darmo, a w czwartej rundzie wygrał gładziutko – 4:0 z Kleermakerem i to nie rzucając żadnego maksa. Holender z 19% na podwójnych dostał po prostu lanie. Mervyn King za to znów na tym turnieju popisał się spektakularnym come backiem z zaświatów. W trzeciej rundzie poradził sobie gładko, ale w czwartej przegrywał już 1:3 z Australijczykiem Raymondem Smithem. W dwóch setach przegrał do zera, więc trudno było się spodziewać powrotu. King wygrał potem w kolejnych partiach – 3:0, 3:1 i 3:0, a w konsekwencji 4:3 w setach i awansował. Jednak mecz stał na bardzo słabym poziomie. W trzech ostatnich setach padły w sumie… dwa 180-punktowe maksy, totalna mizeria.

Humphries dostał awans za darmo, a potem w "covidowym meczu" z Dobeyem (on także dostał awans) także popisał się come backiem od stanu 1:3. Mecz stał na bardzo wysokim poziomie ze średnimi niemal identycznymi – 97,81 i 97,77. Peter Wright miał łatwą drogę – najpierw pokonał Damona Hetę 4:2 i rozkręcał się powoli, przegrywając już 0:2, a potem w czwartej rundzie ogromnie rozczarował Ryan Searle. Ze stawianym jako "czarny koń" Anglikiem Wright poradził sobie bez kłopotów. Anderson wyeliminował bardzo mocnego Roba Crossa i też pokazał wielką klasę, choć stracił prowadzenie 3:1. Udało mu się też raz zamknąć najwyższy finisz – 170 punktów. Był po prostu lepszy od Crossa, ale niebezpiecznie dał mu wrócić do meczu. W deciderze już jednak trzymał go na dystans i wygrał 4:3.

Callan Rydz – warto patrzeć na mecz tego chłopaka. Jeśli się nie spali, to może zrobić coś wielkiego, eliminując Wrighta. Natomiast hitem ćwierćfinałowym będzie na pewno starcie Gerwyna Price'a z Michaelem Smithem. Duża szansa, że w tym właśnie meczu jest przyszły mistrz świata

Related Articles