Skip to main content

Z dwudniowego weekendu Speedway Grand Prix w Pradze zrobił się trzydniowy. Królem polowania został Maciej Janowski. Broniący tytułu Bartosz Zmarzlik nie może być w pełni usatysfakcjonowany początkiem zmagań, ale z drugiej strony podobnie było w zeszłym roku.

Piątkowy turniej rozegrany został bez przeszkód. Te pojawiły się w sobotę, bowiem nad Pragą zaczęło solidnie padać. Sędzia zawodów zapowiedział, że będzie próbował przeprowadzić zawody w ekspresowym tempie, włączając czas 2 minut do kolejnego biegu zaraz po zakończeniu wcześniejszego. Tak też było, ale i tak deszcz nie dał za wygraną. W trzeciej serii na torze zaczęło się robić niebezpiecznie i zawody zostały przerwane, a następnie przełożone na niedzielę na 13:00. Wtedy też wystartowały od zera – sobotnie wyścigi się nie liczyły.

Jako się rzekło – najwięcej powodów do radości po dwóch eliminacjach IMŚ ma Maciej Janowski. Magic wygrał w piątek, a w niedzielę zajął 2. miejsce. Janowski zaprezentował się podobnie jak w PGE Ekstralidze – był niesamowicie szybki na trasie. W piątkowym finale uporał się z prowadzącym Emilem Sajfutdinowem. W niedzielę przedzierał się z czwartego miejsca. Objechał najpierw Fredrika Lindgrena, a potem znów Sajfutdinowa. Do szczęścia zabrakło mu pokonania Artema Łaguty. Pewnie gdyby wyścig potrwał jeszcze jedno okrążenie, klubowy kolega ze Sparty Wrocław także musiałby uznać wyższość Janowskiego. Wtedy powtórzyłaby się sytuacja z zeszłego roku, kiedy obydwa turnieje w Pradze wygrał Polak – wówczas Zmarzlik.

W tym roku Zmarzlik dwukrotnie docierał do półfinałów, w których zajmował 3. miejsce. O ile w piątek wydaje się, że był to kres możliwości mistrza świata, o tyle w niedzielę prezentował się on dużo lepiej. Zajął 2. miejsce w turnieju głównym, gromadząc 13 punktów na 15 możliwych. W swoim półfinale wybierał jako pierwszy – zdecydował się na czerwony kask. Po starcie wszystko układało się dobrze, ale Zmarzlik źle rozegrał pierwszy łuk. Stracił prowadzenie i spadł na 3. miejsce. Nie dogonił swoich rywali, choć wcześniej na trasie potrafił mijać innych jak slalomowe tyczki. W dwóch praskich turniejach Zmarzlik uzbierał 23 punkty do klasyfikacji generalnej. Daje mu to 6. miejsce, za plecami Janowskiego, Łaguty, Sajfutdinowa, Lindgrena i Taia Woffindena.

Warto zauważyć, że w obydwu turniejach mieliśmy bardzo podobną obsadę finałów. W piątek obok Janowskiego, Sajfutdinowa i Lindgrena pod taśmą stanął Woffinden. W niedzielę Anglik nie dostał się nawet do półfinału, a jego miejsce w finale zajął Łaguta, którego z kolei w piątek zabrakło w najlepszej ósemce.

Niestety zgodnie z przewidywaniami jednym z najgorszych zawodników w stawce był Krzysztof Kasprzak (5 pkt w klasyfikacji generalnej). Gorzej zaprezentował się tylko Oliver Berntzon (3 pkt). Lepszy był nawet jeżdżący z dziką kartą Jan Kvech.

Powtórzyła się więc sytuacja sprzed roku. Wtedy sezon startował we Wrocławiu. Janowski zajął 2. miejsce i wygrał. Gdy przegrał w finale, to jego pogromcą był właśnie Artem Łaguta. Broniący tytułu Zmarzlik nie zaliczył inauguracji sezonu do zbyt udanych, choć było nieco lepiej niż w tym roku – w drugim turnieju żużlowiec Stali Gorzów stanął na podium. I właśnie Wrocław będzie gospodarzem zbliżających się turniejów 30 i 31 lipca. Janowski przed własną publicznością będzie głównym faworytem.

Related Articles