Za nami Mistrzostwa Świata w lotach narciarskich. Niestety, zgodnie z przewidywaniami Polacy nie odegrali znaczącej roli w Vikersund. Od pierwszego treningowego skoku, po ostatni konkursowy, na norweskim „mamucie” dominowali Słoweńcy. Jednak złoto w konkursie indywidualnym zgarnął przedstawiciel gospodarzy.
Słoweńcy skakali jak natchnieni, a ich trener miał spory ból głowy, desygnując najlepszą czwórkę do wali w konkursie. Ostatecznie wybrał Domena Prevca, Timiego Zajca, Anze Laniska i Petera Prevca. „Odpaleni” zostali Lovro Kos i Cene Prevc. Ten ostatni zdecydował się skakać jako przedskoczek. Prawdopodobnie, gdyby został dopuszczony do zawodów, mógłby zająć miejsce w czołowej „10”. Największym szokiem podczas doboru składów na zawody indywidualne było pominięcie Halvora Egnera Graneruda. Obrońca Kryształowej Kuli i trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w treningach spisywał się słabiutko. W naszej ekipie zabrakło za to Dawida Kubackiego, który miał drobne problemy zdrowotne.
Rywalizacja o złoto na Vikersundbakken składała się z czterech prób konkursowych – dwóch w piątek, dwóch w sobotę. Po piątku najbliżej złota był Marius Lindvik. O ponad 6 pkt wyprzedzał Stefana Krafta. Na kolejnych trzech miejscach plasowali się Słoweńcy, dalej Johannson i kolejny Słoweniec – Peter Prevc. Najlepszy z Polaków był Jakub Wolny, który zajmował 12. miejsce. Co ciekawe, za jego plecami była cała czwórka Niemców.
W sobotę Lindvik wytrzymał presję. Nie zepsuł żadnego skoku. Żadna próba nie była krótsza niż 224 metry. Wprawdzie mocno zaatakował Timi Zajc, który w sobotę fruwał na 243,5 oraz 235,5, ale jego strata była za duża. Młody Słoweniec zdołał jednak przeskoczyć Krafta, który nie wytrzymał w ostatniej próbie – skoczył tylko 213 metrów i musiał zadowolić się brązem. Na kolejnych miejscach, z wyraźną stratą do podium uplasowali się Peter Prevc, Anze Lanisek i Domen Prevc. A zatem w pierwszej szóstce była czwórka Słoweńców. W tym kontekście raptem jeden medal – srebro Zajca, można uznać za rozczarowanie. Jasne było jednak, że nazajutrz Słowenia będzie murowanym faworytem do złota w konkursie drużynowym.
Jak wypadli Polacy indywidualnie? Wolny zajął finalnie 11. miejsce. Cztery pozycje dalej Piotr Żyła. Kamil Stoch był 22. W sobotę znów był Stochem z ostatnim tygodni. W pierwszej próbie poszybował znakomicie – 223,5. Druga próba była jednak słabiutka – tylko 175,5 metra. Na 25. miejscu konkurs ukończył Paweł Wąsek.
W niedzielę w składzie naszej drużyny doszło do zmiany. Zastępujący chorego Michala Dolezala trener Grzegorz Sobczyk desygnował do boju Dawida Kubackiego, rezygnując z Pawła Wąska. Do gry wrócił też Granerud, który w składzie Norwegów zastąpił zmagającego się z bólem pleców Roberta Johanssona.
Do konkursu drużynowego zgłosiła się raptem siódemka drużyn. Polacy raczej nie mogli liczyć na medale – celem było wyprzedzenie Finlandii i Japonii. To pierwsze zadanie wydawało się banalnie łatwe, drugie nieco trudniejsze. Jednak wobec słabszej formy Ryoyu Kobayashiego można było mieć nadzieję na wypełnienie tego planu, a co za tym idzie zajęcie 5. miejsca.
Przewidywaniami sprawdziły się co do joty. Słoweńcy skakali, a raczej latali, w innej lidze. Od początku kwestia ich złota nie podlegała dyskusji. Trwała za to zacięta rywalizacja o pozostałe medale – Austria, Norwegia i Niemcy skakali na zbliżonym poziomie i praktycznie dopiero ostatnia seria zdecydowała. Lindvik poszybował daleko – na 228 metrów. Skaczący po nim Kraft nie wytrzymał – wylądował 8 metrów bliżej i Austria musiała liczyć na wtopę Karla Geigera, by być na podium. Wicelider PŚ nie miał jednak zamiaru pokpić sprawy – poszybował na 238 metrów i zapewnił Niemcom srebro, spychając Norwegię na 3. miejsce, a Austrię na 4. Po nim skakał już tylko Anze Lainsek, ale jego lot nie miał większego znaczenia. Do zapewnienia złota wystarczyłoby mu spaść na bulę i wylądować. Oczywiście skoczył mniej więcej 100 metrów dalej niż wymagały tego wyliczenia. Po chwili Słoweńcy świętowali złoto.
Gdyby wyniki „drużynówki” przełożyć indywidualnie, to najlepszy w niedzielę był Zajc, potem Lanisek i Geiger. Dobrze spisywał się Kuba Wolny – zaliczył 9. notę konkursu. Pozostali Polacy na swoim średnim poziomie – bez rewelacji.
Przebudowana skoczni Vikersundbakken nie przyniosła nam lotów pod 250 metr, ale warto zauważyć, że przez 4 dni (od czwartku do niedzieli) nie było żadnych problemów z wiatrem czy innych kaprysów pogody. Wszystko przeprowadzono sprawnie, a konkursy stały na wysokim poziomie. Loty narciarskie się nie kończą – do końca Pucharu Świata mamy jeszcze dwa „mamucie” weekendy – w Oberstdorfie oraz tradycyjnie na koniec w Planicy.