Ostatni weekend sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich nie przyniósł radykalnego przewrotu w klasyfikacji generalnej. Ryoyu Kobayashi powiększył jeszcze swoją przewagę nad słabo dysponowanym Karlem Geigerem i sięgnął po drugą w karierze Kryształową Kulę.
Ale po kolei. W piątek na Letalnicy rządzili bezapelacyjnie Słoweńcy. Gospodarze po pierwszej serii zajmowali pierwszych pięć miejsc! W drugiej serii nieco popsuli sobie tę statystykę, ale i tak czterech najlepszych zawodników tego konkursu to Słoweńcy. Po raz pierwszy w karierze zawody PŚ wygrał Ziga Jelar, a dalej byli Peter Prevc, Anze Lanisek i Timi Zajc. Domen Prevc skończył na 7. miejscu, Anze Semenic na 16., a punktowali jeszcze Lovro Kos i Cene Prevc. Niezwykły pokaz siły, po którym obstawienie zwycięzcy sobotniej drużynówki było bułką z masłem. Jeśli chodzi o Polaków to Kamil Stoch po pierwszej próbie był 7., ale finalnie ukończył konkurs na 11. miejscu. Punkty Pucharu Świata zdobywali także Jakub Wolny (15. miejsce), Piotr Żyła (18), Andrzej Stękała (20) oraz Dawid Kubacki (26).
Sobota? Sukces Słoweńców był oczywistą oczywistością. Gospodarze wygrali konkurs, wyprzedzając Norwegów i Austriaków. Niezły występ biało-czerwonych w piątek rozbudził nadzieje polskich kibiców na pierwsze w tym sezonie podium w konkursie drużynowym. Niestety, skończyło się 4. miejscem. Po pierwszej serii strata do Austriaków była minimalna i wynosiła niecałe 4 pkt. Finalnie nasi skoczkowie ustąpili Austriakom o 22 punkty. Bardzo słabo w Planicy spisywali się Niemcy – w piątek do finałowej serii weszło ich tylko dwóch, a nazajutrz w drużynie zajęli 5. miejsce, blisko 100 pkt za Polakami. Jako taką formę prezentował tylko Geiger.
Po tym konkursie ciekawie zrobiło się w Pucharze Narodów. Austriacy już dzień wcześniej wysunęli się na prowadzenie, dystansując Niemców, ale niespodziewanie do walki włączyli się Słoweńcy. Ich strata przed ostatnim konkursem sezonu wynosiła 194 pkt. Dużo, ale przecież gospodarze imponowali formą, więc wszystko było jeszcze możliwe.
Niedzielny konkurs odbywał się bez kwalifikacji, bowiem tradycją finału PŚ w Planicy jest to, że w konkursie bierze udział tylko najlepsze „30” klasyfikacji generalnej. Po pierwszej serii prowadził Marius Lindvik, który był także najlepszym zawodnikiem sobotniego konkursu drużynowego. Dobrze skakali Polacy – Żyła zajmował 3. miejsce, Kubacki 9., a Stoch 12. Jako, że Kobayashi znów planował się przed Geigerem, a i tak miał nad nim sporą przewagę, jasne stało się, że Japończykowi nie grozi już żadne niebezpieczeństwo.
W drugiej serii nasi zawodnicy niestety obniżyli loty. Stoch spadł na 14. miejsce, dwa oczka wyżej skoczył Żyła, który wyraźnie popsuł swój drugi skok. Kubacki swoje miejsce utrzymał i jako jedyny z Polaków zakończył konkurs w czołowej „dziesiątce”. Pozycję wyżej uplasował się Kobayashi. Przed nim słoweńska koalicja – kolejno od miejsca siódmego: C. Prevc, Jelar, Lanisek, Zajac i P. Prevc. Niespodziewanie 2. miejsce zajął Yukiya Sato, a w pięknym stylu finał sezonu wygrał Lindvik. W pierwszej próbie poszybował 241.5 metra, a w drugiej cztery metry dalej.
Wygrana Lindvika pozwoliła mu w klasyfikacji generalnej wyprzedzić o 4 punkty rodaka, Halvora Egnera Graneruda, dzięki czemu Lindvik został trzecim zawodnikiem sezonu. Austria utrzymała prowadzenie w Pucharze Narodów, choć stopniało ono do 47 pkt. Gdyby nie Lindvik i Sato, rzutem na taśmę to Słoweńcy cieszyliby się z wygranej. Polska na 6. miejscu, z ogromną stratą do 5. Japonii i sporą przewagą nad Szwajcarią.
Mała Kryształowa Kula (klasyfikacja lotów narciarskich) trafiła do Jelara, który o 10 pkt wyprzedził innego Słoweńca, Zajca. Wysoko, bo na 6. miejscu, uplasował się tutaj Żyła.
Weekend na Letalnicy to także dodatkowa klasyfikacja Planica7. Ten minicykl wygrał Zajc, raptem 3.8 pkt przed Lindvikiem i 7.4 przed najstarszym z braci Prevców. To byli najlepsi zawodnicy weekendu na słynnej mamuciej skoczni. Stoch zajął tutaj 10. miejsce.
Tym samym sezon 21/22 dobiegł końca. Sporo mówi się o tym, co zdarzyło się już po ostatnich próbach naszych zawodników. Mocne wypowiedzi „starszyzny” przed kamerami odbiły się sporym echem, ale do tego jeszcze wrócimy…