Skip to main content

Noworoczny konkurs w Garmisch-Partenkirchen zakończył się sukcesem Ryoyu Kobayashiego. Japończyk umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni i jest w połowie drogi, by powtórzyć swój wielki wyczyn sprzed trzech lat.

W sezonie 2018/19 Kobayashi wygrał TCS, wygrywając przy okazji wszystkie cztery konkursy. Powtórzył tym samym osiągnięcie Kamila Stocha sprzed roku i Svena Hannawalada z początku XXI wieku. Dziś nie można wykluczyć, że Kobayashi zrobi ponownie to samo, ponieważ Japończyk jest w genialnej formie. W sobotę szczególnie zaimponował swoim pierwszym skokiem, kiedy pofrunął na odległość 143 metrów, w dodatku lądując całkowicie poprawnie.

Za plecami Kobayashiego plasował się zwycięzca piątkowych kwalifikacji, Markus Eisenbichler. Niemiec pofrunął tylko dwa metry bliżej. Tutaj spora kontrowersja, bowiem Eisenbichler lądował bardzo źle stylowo, a mimo to dostał noty zbliżone do tych, które otrzymał Kobayashi. Ba, niemiecki sędzia wyżej wycenił styl Eisenbichlera, co należy nazwać skandalem.

Koniec końców każda nota za styl miała spore znaczenie, bo w drugiej serii Eisenbichler skoczył tak znakomicie, że „postraszył” Kobayashiego. Po genialnym skoku Niemca na 143.5 metra (tylko pół metra bliżej niż rekord skoczni Dawida Kubackiego sprzed roku) jury obniżyło belkę. Japończyk z miejsca miał więc rekompensatę, ale też musiał liczyć się z wolniejszym wyjściem z progu. Koniec końców pofrunął na 135.5 metra. Sumowanie not trwało dość długo, ale w końcu wyświetliła się wiadomość – Kobayashi wygrywa o 0.2 nad Eisenbichlerem. Warto dodać, że w tej serii sędziowie spisali się jak należy i zauważyli fatalne lądowanie Niemca. Wystarczyłaby jedna wyższa nota i nie dyskutowalibyśmy już o potencjalnych czterech zwycięstwach Kobayashiego.

Podium konkursu uzupełnił – dość sensacyjnie – Kos Lovro. Dla wielu fanów skoków narciarskich to wciąż dość anonimowa postać, bowiem 22-latek ze Słowenii dopiero w tym sezonie rozpoczął swoją ekspansję. Swoim znakomitym skokiem w drugiej serii zepchnął z 3. miejsca Mariusa Lindvika. Norweg awansował z kolei na 2. miejsce w klasyfikacji generalnej turnieju, tracąc do Kobayashiego 13.2 punktu. To wciąż różnica, która nie gwarantuje Japończykowi żadnego komfortu. Warto zauważyć, że Lindvik dwa sezony temu zajął 2. miejsce w niemiecko-austriackiej imprezie, przegrywając tylko z Dawidem Kubackim.

No właśnie – Polacy. Od tego tematu nie uciekniemy. Do pewnego momentu zapowiadało się na całkowitą klapę, bowiem swoje pojedynki w parach KO przegrywali kolejno Kubacki, Andrzej Stękała, Paweł Wąsek i Kamil Stoch. Szczególnie rozczarował ten ostatni. Forma polskiego mistrza jest kiepska, ale skoki treningowe w Ga-Pa zwiastowały miejsce w drugiej dziesiątce. Skończyło się 47. pozycją… W końcu jednak przyszły milsze chwile dla kibiców nad Wisłą. Swoją parę wygrał nieco niespodziewanie Jakub Wolny. Co ciekawe, pokonał Manuela Fettnera. Austriak w Oberstdorfie przegrał z innym biało-czerwonym, Kubackim. W jednej z ostatnich par skakał z kolei Piotr Żyła. Mistrz świata od początku rywalizacji w Garmisch popisywał się znakomitymi skokami i należało go traktować jako jednego z kandydatów do czołowego miejsca. Z drugiej strony Żyła wygrał serię próbną w Oberstdorfie, by finalnie nie awansować nawet do drugiej serii. Tym razem takiej niemiłej niespodzianki nie było. Żyła dwukrotnie skoczył dobrze, choć niewątpliwie słabiej niż w piątkowych treningach czy kwalifikacjach. Skończyło się 11. miejscem. W zeszłym sezonie mówilibyśmy o słabej pozycji, a teraz musimy cieszyć się i z tego. Kuba Wolny w ostatecznym rozrachunku skończył na 23. miejscu.

Impreza przenosi się do Austrii. My na pewno nie powalczymy o nic zauważalnego, ale rywalizacja o zwycięstwo zapowiada się pysznie.

Related Articles