W niedzielę Primoż Roglić (Jumbo-Visma) wygrał ostatni etap tegorocznego wyścigu Vuelta Espana. Triumf w czasówce był też przypieczętowaniem zwycięstwa w klasyfikacji generalnej. To trzeci z rzędu sukces Słoweńca na Vuelcie.
Roglić wygrywał ściganie dookoła Hiszpanii w 2019 i 2020 roku, zatem siłą rzeczy był też głównym faworytem tegorocznej Vuelty. I z roli faworyta wywiązywał się znakomicie. Wygrał 7-kilometrowy prolog i od razu objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Można było się zastanawiać, czy Roglić będzie w stanie wygrać wyścig, nie tracąc czerwonej koszulki lidera na choćby jeden dzień.
Ta sztuka się akurat nie udała. Po trzecim etapie przodownikiem wyścigu został Estończyk Rein Taaramae. Słoweniec na czoło wrócił po szóstym etapie, ale później prowadzenie ponownie oddał w ręce Odd Christiana Eikinga. Norweg nacieszył się czerwonym trykotem przez kilka dni. W tym czasie jeden z etapów wygrał nawet Rafał Majka, który niestety nie liczył się w klasyfikacji generalnej, ale przynajmniej w taki sposób zapisał się w annałach Vuelty 2021.
Ostateczny pokaz siły Roglicia to etap nr 17. W deszczowej, górskiej scenerii Słoweniec wygrał, wyprzedzając o półtorej minuty najgroźniejszych rywali – Egana Bernala, Adama Yatesa, Miguela Angela Lopeza i Enrica Masa. Dotychczasowy lider na jednym ze zjazdów zaliczył upadek, a na metę dotarł prawie 10 minut za Rogliciem. To był nokaut.
Kolejny etap to także jazda po górach i to tych najwyższych. Etap nazwany był królewskim, bo po trzech trudnych podjazdach na kolarzy czekał jeszcze czwarty – najtrudniejszy. Tym razem najlepszy okazał się Lopez, ale Roglić kontrolował sytuację i dojechał raptem 14 sekund za Hiszpanem. Podobnie było na przedostatnim etapie – tym razem ze zwycięstwa cieszył się Francuz Clement Champoussin, ale słoweński dominator był drugi, znów dokładając najgroźniejszym przeciwnikom po przynajmniej kilka sekund. Jego przewaga była zresztą już tak wyraźna, że na żadne emocje nie można było liczyć.
I rzeczywiście – w niedzielę wszystko było jasne. 33 kilometry jazdy indywidualnej na czas nie mogło zmienić losów wyścigu, tym bardziej, że Roglić to znakomity czasowiec. Na niedawnych igrzyskach w Tokio sięgnął przecież w tej konkurencji po złoty medal. Potwierdził to także na mecie w Santiago de Compostela. Wykręcił najlepszy czas, a czołowi jeźdźcy klasyfikacji generalnej byli hen daleko w tyle. O stylu, w jakim Roglić rozbił bank niech świadczy fakt, że drugiego w „generalce” Enrica Masa wyprzedził od 4:42. Od 1997 roku nikt nie wygrał Vuelty z taką przewagą nad drugim zawodnikiem. Trzecie miejsce zajął Australijczyk Jack Haig, który wykręcił po 21 etapach czas gorszy o ponad 7 minut! Yates był gorszy o ponad 7 minut, a Bernal o ponad 13. Przepaść!
Po kłopotach na Tour de France, którego nie ukończył, Roglić pokazał klasę w dalszej części sezonu. Z Tokio przywiózł złoto i po raz trzeci z rzędu triumfował w Hiszpanii. Zapewne Wielka Pętla będzie jego przyszłorocznym celem, bo przecież w 2020 roku zwycięstwo w wyścigu stracił na przedostatnim etapie, co zaskakujące – na czasówce. Wtedy pokonał go rodak, Tadej Pogacar, który sukces w TdF powtórzył w tym roku, a z Tokio przywiózł srebro w wyścigu ze startu wspólnego. Słowenia rządzi w kolarstwie.