W zeszłym roku brakowało nam słów, by wyrazić zachwyt postawą naszych skoczków w Turnieju Czterech Skoczni. W tym roku może być podobnie, z tą subtelną różnicą, że będzie nam brakować negatywnych określeń. Dzisiejszy konkurs na Schattenbergschanze zakończył się katastrofą biało-czerwonych.
Do konkursu we wczorajszych kwalifikacjach awansowała piątka – przepadł tylko Andrzej Stękała. Niby całkiem ok, ale wyniki treningów i serii kwalifikacyjnej nie napawały zbytnim optymizmem. Najbardziej liczyliśmy na najlepszego z naszych w tym sezonie, Kamila Stocha, który jednocześnie jest obrońcą tytułu sprzed roku. Z jego skoków w Oberstdorfie od początku biła jednak przeciętność.
Wtorek był tylko przygrywką przed beznadziejną środą. Beznadziejną, choć uwertura w postaci serii próbnej rozbudziła apetyty względem występu Piotra Żyły. Mistrz świata właśnie z Oberstdorfu pofrunął na odległość 137 metrów i wyraźnie wygrał tę serię! Cóż z tego, skoro godzinę później skoczył tak słabo, że przegrał z Jewgienijem Klimowem! Po chwili Dawid Kubacki również skoczył słabiutko, ale jakimś cudem pokonał swojego rywala w parze KO – Manuela Fettnera. Niestety, jak się później okazało – był jedynym Polakiem w drugiej serii, zajmując odległe 27. miejsce.
Po kilkunastu minutach złudzeń pozbawieni zostaliśmy po raz kolejny. Stoch skoczył bardzo krótko, w słabym stylu, a warunki miał zupełnie przyzwoite. Niska nota zapowiadała, że jest po sprawie i tak faktycznie było – Cene Prevc bez większego problemu przeskoczył Stocha. Nie minęły dwie minuty, a poza konkursem znalazł się także Jakub Wolny – on z kolei przegrał ze Stephanem Leyhe. Na koniec jeszcze w jednej z ostatnich par zaprezentował się Paweł Wąsek. Jak na swoje możliwości skoczył zupełnie nieźle, ale i tak przegrał z Killianem Peierem ze Szwajcarii, a wśród lucky loserów był zbyt nisko, tak jak i Wolny. O Żyle i Stochu w kontekście szczęśliwych przegranych nie było nawet sensu dywagować.
Gdyby nie system KO w drugiej serii znaleźliby się Wolny i Wąsek, ale ich miejsca nie gwarantowały niczego poza walką o awans do drugiej dziesiątki. Oni stracili na rywalizacji par, a zyskał Kubacki, którego 111.5 metra nie dałoby mu awansu, a dzięki pomyłce Fettnera zdobył sobie kolejne punkty Pucharu Świata. Konkretnie trzy… Zwycięzca TCS sprzed dwóch lat wyprzedził o jedną pozycję tureckiego skoczka Fatiha Ardę Ipcioglu. Ten zdobył dziś historyczne, pierwsze punkty PŚ w skokach narciarskich dla Turcji. W zeszłym roku rządziliśmy w Niemczech i Austrii, a dziś naszym skromnym sukcesem jest zdobycie punktu więcej niż Turek… To miara klęski. Notabene z Kanadyjczykami dziś przegraliśmy, bo Mackenzie Boyd-Clowes zajął 25. miejsce.
A co wśród najlepszych? Po pierwszej serii dość niespodziewanie prowadził Robert Johansson, którego nijak nie można już nazwać mianem „sympatycznego wąsacza” – raczej „sympatycznego gołowąsa”. Wyprzedzał on swojego rodaka, Halvora Egnera Graneruda, a na kolejnych miejscach plasowali się Karl Geiger, Marius Lindvik i Ryoyu Kobayashi. Ten ostatni „pozamiatał” jednak w drugiej serii, lądując tylko 2.5 metra bliżej od rekordu skoczni. Jego niesamowity lot na 141 metrów dał mu zwycięstwo. Granerud utrzymał drugą lokatę, Johansson skończył trzeci, a poza podium znaleźli się kolejno Lindvik, Geiger, Kos Lovro, Markus Eisenbichler, Daniel Huber, Stephan Leyhe. Pierwszą dziesiątkę zamknął Gregor Deschwanden. Co ciekawe, w pierwszej „15” znalazło się jeszcze dwóch Szwajcarów – wspominany Peier i Simon Ammann. Kto by pomyślał, że będziemy zazdrościć wyników w skokach narciarskich Szwajcarom?
Karuzela TCS przenosi się do Ga-Pa. Już w Sylwestra kwalifikacje, a konkurs – tradycyjnie – w Nowy Rok.