Skip to main content

Przeniesienie trzeciego konkursu Turnieju Czterech Skoczni z Innsbrucku do Bischofshofen i anulowanie wyników kwalifikacji nie wpłynęło negatywnie na Ryoyu Kobayashiego. Japończyk zdominował środowe skakanie i wygrał po trzeci w trwającym turnieju. Jutro może skompletować karetę.

Karetę, która niegdyś wydawała się nie do osiągnięcia. Jako pierwszy dwie dekady temu sięgnął po nią Sven Hannawald. Później powtórzył to Kamil Stoch, a już rok później o to samo pokusił się… Kobayashi. Dzielny samuraj jutro może powtórzyć to i wejść do historii skoków narciarskich. Wprawdzie nie wygra na czterech skoczniach, bo w tej edycji imprezy Bischofshofen organizuje dwa konkursy, ale to nic nie zmienia. Zresztą, dla odróżnienia skoczkowie skakali dziś w plastronach z… Innsbrucku.

Kobayashiemu zwycięstwo nie przyszło łatwo, bo w pierwszej serii konkursowej najlepszy okazał się Marius Lindvik. Norweg zawiesił poprzeczkę liderowi Pucharu Świata wysoko, skacząc 137.5 metra. Ryoyu oczywiście zamykał serię, bo był zwycięzcą kwalifikacji (co za niespodzianka). Skoczył 137 metrów, ale w ciut korzystniejszych warunkach. Po swoim skoku tracił do Lindvika 5.7 pkt. Dużo i mało. W grze o zwycięstwo nie zabrakło również innych gigantów – Karla Geigera i Halvora Egnera Graneruda. Zawiódł dopiero 16. Markus Eisenbichler, a pecha miał Lovro Kos, który skoczył aż 136 metrów i upadł. Jednak dzięki regulaminowemu wytrychowi dostał się do drugiej serii jako skoczek nr 31. Straty punktowe za obniżone noty za styl są jednak niepowetowane i młody Słoweniec może zapomnieć o podium turnieju.

W drugiej serii Kos oczywiście poprawił swoją pozycję, tym razem frunąc na 138.5 metra. Pokonał m.in. Jakuba Wolnego, który skończył konkurs na 30. pozycji. W ten sposób z bólem serca przechodzimy do wyników naszych „orłów”. Poza Wolnym punktowali jeszcze Dawid Kubacki (21. miejsce) i Piotr Żyła (18. miejsce). Jak na standardy tego sezonu – zupełnie przyzwoicie. Po skokach zawodników z miejsc 21-31 klasyfikacja wyglądała naprawdę przyjemnie, bo w ścisłej czołówce było dwóch Polaków. Znajomy widok z poprzednich lat, kiedy tak wyglądały często klasyfikacje końcowe. Z dziennikarskiego obowiązku – Paweł Wąsek przegrał w swojej parze i nie wszedł do drugiej serii (39. miejsce), a Andrzej Stękała przepadł w kwalifikacjach.

Wróćmy do walki najlepszych. O tym, że słabszy skok w pierwszej serii był dziełem przypadku przekonał nas Eisenbichler, który tym razem poszybował aż poza 140 metr! Organizatorzy natychmiast obniżyli belkę, a Niemiec oczywiście podskoczył o kilka pozycji. Konkurs stał na dobrym poziomie i zawodnicy latali raz za razem powyżej 130 metrów. Gdyby nie zachowawcza wysokość najazdu, pewnie zagrożony byłby nawet rekord skoczni, należący zresztą do Kubackiego. Cichym bohaterem dnia został Manuel Fettner, któremu udało się zająć 5. miejsce. W dwóch poprzednich konkursach Fettner przegrywał w parach KO z Polakami, co w obecnej sytuacji chwały mu nie przynosi. Dziś jednak odpalił.
 
Walka o podium była zacięta. Po swoim drugim skoku na 135.5 metra minimum 3. miejsce zapewnił sobie Granerud, który wyprzedził Geigera o 1.6 pkt. Następny na belce pojawił się Kobayashi. 137.5 metra w dobrym stylu było sygnałem, że Japończyk powalczy o wygraną. I tak się stało. Lindvik skoczył 2 metry krócej, ale to jeszcze nie tragedia – jego lądowanie było jednak bardzo kiepskie i dostał zasłużenie obniżone noty. Dało to Norwegowi 2. miejsce.

Lindvik jest zresztą także wiceliderem Turnieju Czterech Skoczni. Jutro, ponownie w Bischofshofen, będzie musiał jednak liczyć na cud. Do Kobayashiego traci blisko 18 pkt. Z kolei trzeci Granerud ma ponad 38 pkt straty do lidera, więc utrzymanie podium wydaje się maksimum możliwości triumfatora poprzedniego sezonu Pucharu Świata.

W Trzech Króli w Bischofshofen plan dnia bardzo podobny do dzisiejszego. Tym razem jednak kwalifikacje o 14:30, a konkurs o 17:30. Co więcej, zawodnicy zostaną tam jeszcze na weekend, bo w sobotę i niedzielę kolejne dwa konkursy na Paul-Ausserleitner-Schanze!

Related Articles