Skip to main content

Polscy futsaliści przegrali 1:3 z Chorwacją w swoim pierwszym meczu mistrzostw Europy. Tym większa szkoda, że w drugiej połowie nasi reprezentanci w pełni zdominowali przeciwników, ale kolejnymi interwencjami popisywał się bramkarz – Zarko Luketin. Wpaść nie chciało dosłownie nic.

To prawdopodobnie najważniejszy mecz Polaków w grupie. Z Rosjanami trudno się spodziewać korzystnego rezultatu. To wielokrotni medaliści wielkich imprez – już od czterech mistrzostw Europy nie schodzą z podium. Zawsze na MŚ i ME celują w złoto. Cofamy się pamięcią do turniejów w ciągu ostatnich 15 latach i schemat ciągle się powtarza – gdzieś po drodze na samym końcu ogra ich Hiszpania, Portugalia albo Argentyna, a wcześniej Italia, w czasach, jak jeszcze była bardzo mocna. Rosjanie na cztery ostatnie mistrzostwa Europy aż trzykrotnie przegrywali dopiero w finale, a raz w półfinale, ale zdobyli później brąz. Pozytywna informacja przed meczem z tą potęgą światowego futsalu jest taka, że jakimś cudem udało nam się na poprzednim Euro z nimi zremisować 1:1. Ze Słowakami, którzy debiutują na wielkiej imprezie powinniśmy sobie poradzić, ale mecz z Chorwacją mógł być kluczowy w walce o drugie miejsce w grupie.

Wróćmy do samego spotkania z Chorwacją… Polacy zaczęli dobrze, agresywnie i odsuwalii przeciwników od własnej bramki. Zaczęło się kilkoma groźnymi akcjami z naszej strony. Schemat wyglądał zwykle tak samo – odbiór gdzieś w okolicach środka, błyskawiczna kontra, maksymalnie jedno podanie i pozycja do strzału. Dwie bardzo dobre okazje miał Mikołaj Zastawnik. Szczególnie przy drugiej powinien przymierzyć lepiej, bo przejął piłkę na wprost bramki, miał przed sobą tylko bramkarza, ale uderzył siłowo i nawet nie zmusił Luketina do interwencji. Dobrą okazję z kontry miał też Dominik Solecki, ale Luketin skrócił mu kąt i nie udało się podcinką zmieścić piłki w bramce. Polacy grali dobrze, ale po siedmiu minutach… przegrywali. Matej Horvat zrobił coś niesamowitego. Najpierw zwodem przy linii minął Soleckiego, drugim za jednym zamachem kolejnego obrońcę i bramkarza Kałużę i strzelił do pustej… krzyżakiem. Gol jak z orlika.

Później znów to Matej Horvat był bohaterem, ale… polskim. To on w mało odpowiedzialny sposób wdał się w drybling z Patrykiem Hołym, ten mu piłkę odebrał, popędził na bramkę i strzelił celnie po długim rogu. Euforia jednak długo nie trwała, bo zaledwie kilkanaście sekund. Był to tak zwany typowy gol z dupy. Josip Suton uderzył bardzo słabo po ziemi i pewnie Michał Kałuża by to obronił, ale po drodze tor lotu piłki zmienił Mateusz Madziąg, nieczysto w nią trafił, a gdzieś tam za jego plecami czaił się Antonio Sekulić i tylko wkulał piłkę do bramki może z 20 centymetrów. Kolejny gol Chorwatów też był przedziwny. Franco Jelovcić zakiwał się sam ze sobą i nawet skiksował nie trafiając w piłkę, ale zdążył ją jeszcze na tyle uratować, że kopnął jakimś cudem w stronę polskiej bramki. Mógł to jeszcze wybić Michał Kubik, ale też się niefortunnie machnął.

W drugiej połowie bramki już nie padły, choć to Polacy zaczęli znów mocno i cały czas napierali, wycofując dodatkowo bramkarza w ostatnich 6-7 minutach. Przez pierwsze dziesięć minut drugiej połowy Polacy otłukiwali bramkę przeciwników, ale nie udało się zdobyć nawet bramki kontaktowej. Dwie bomby z daleka z posłał Mikołaj Zastawnik, raz z trudem interweniował Luketin, a za drugim razem mógł tylko patrzeć jak piłka mija słupek. Próbował uderzać nawet nasz bramkarz – Michał Kałuża, dwie dobre akcje przeprowadził też Tomasz Lutecki, jednak kompletnie nic nie chciało wpaść do siatki. Kubik i Madziąg trafili też po swoich akcjach w słupek. Jak pech, to pech. W sumie mieliśmy 57 okazji przy 26 akcjach rywali i 19 strzałów celnych przy 12 celnych Chorwatów. Nie ma się czego wstydzić, tu zawiodła tylko skuteczność. Dlatego tym bardziej szkoda tego wyniku w plecy. Polacy dali dobrą reklamę futsalu.
 

Related Articles