Skip to main content

Sztangista Tomasz Zieliński właśnie odebrał brązowy medal olimpijski w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Polak na igrzyskach w Londynie w podnoszeniu ciężarów w kategorii do 94 kg był… dziewiąty, ale finalnie zdyskwalifikowano sześciu rywali przed nim. Istne kuriozum.

Podnoszenie ciężarów jest dyscypliną olimpijską, która wśród entuzjastów tego pięknego sportowego wydarzenia budzi obrzydzenie. Wszystko przez doping, dyskwalifikacje i chaos w przyznawaniu, odbieraniu i zmienianiu medalistów przez lata. Sytuacja dotknęła też polskich ciężarowców. Szymon Kołecki w Pekinie był drugi, w kategorii do 94 kg przegrał tylko z Kazachem Ilją Ilinem. Ten po latach został zdyskwalifikowany i Kołecki, w 2017 roku, a więc dziewięć lat po igrzyskach dowiedział się, że to on zwyciężył. Nie było jednak hymnu, nie było wywiadów jako złoty medalista olimpijski, nie było euforii, nie było też w głowie tej myśli "to ja jestem mistrzem olimpijskim, wygrałem". I pewnie nadal do końca jej nie ma, bo to nieodwracalne. Ciężary przez lata mocno w tych medalach namieszały.

Kołecki nie jest jedynym Polakiem, któremu zmieniło się albo w ogóle otrzymanie medalu, albo jego kolor. W 2012 roku w kategorii do 105 kg brąz wywalczył Bartłomiej Bonk, ale w 2020 roku MKOl potwierdził dyskwalifikację mistrza olimpijskiego Ołeksija Torochtija. Bonk przesunął się więc na drugie miejsce i po latach, właściwie całkiem niedawno, otrzymał srebro. Wtedy też wszystkie rzuty w podrzucie spalił nasz wielki faworyt do złota – Marcin Dołęga, ale los i do niego się po latach uśmiechnął. W tej samej kategorii w Pekinie był czwarty, a w 2017 roku do siedziby Polskiego Komitetu Olimpijskiego przyszła paczka – dyplom i brązowy medal dla Dołęgi po dyskwalifikacji trzeciego wówczas Dmitrija Łapikowa z Rosji. W tamtym roku przegrał w najgorszym możliwym stylu, czyli tylko przez masę ciała o 0,07 kg. Później w Londynie były spalone trzy próby, a w Rio… odbywał karę za doping. Trzykrotny mistrz świata, dominator w swojej wadze, upragniony medal dostał dopiero po zakończeniu kariery.

Największym absurdem i tak pozostaje medal Tomasza Zielińskiego. Jego brat – Adrian – w 2012 roku zdobył olimpijskie złoto. 3 sierpnia 2012 roku to był piękny dzień dla Polaków na igrzyskach – wtedy także swoje złoto wywalczył Tomasz Majewski w pchnięciu kulą. Jeszcze tylko jedno złoto dorzuciła tydzień później Anita Włodarczyk. Wróćmy jednak do "świeżutkiego" brązu, waga do 94 kg z Londynu to jeden wielki komediodramat. Tomasz Zieliński zajął… odległe 9. miejsce, ale po dyskwalifikacji w sumie sześciu przeciwników, do jego rąk trafił brąz. Srebro ma sklasyfikowany wówczas na 8. miejscu Kim Min-jae, a złoto znany ze starych memów o "Macarenie" Saeid Mohammadpourkarkaragh, który w Londynie był piąty. Za doping podyskwalifikowano zawodników ze Wschodu – Armenii, Kazachstanu, Uzbekistanu, Rosji i Mołdawii.

Zresztą… daleko nie trzeba szukać, my także nie jesteśmy w temacie dopingu święci. Nawet Szymon Kołecki w czasach "gówniarskich" dał się nafaszerować, popełnił błąd i w wieku 16 lat został zdyskwalifikowany, potem w wieku 23 lat była głośna sprawa z wykryciem u niego nandrolonu. Oczyszczono go. Polski Związek Podnoszenia Ciężarów odstąpił od kary po analizie medykamentów związanych z leczeniem kręgosłupa, ale do Aten i tak nie pojechał. A przecież Marcin Dołęga, któremu przyznanu brąz był w swojej karierze zdyskwalifikowany dwa razy – na samym początku kariery przez podwyższony testosteron na dwa lata, a już w 2015 roku za pochodną nandrolonu. To wykluczyło go z Rio, miał już 33 lata i po prostu nie wyszedł już na pomost. Przed IO w Rio wybuchł też skandal z braćmi Zielińskimi, kiedy komisja antydopingowa wykryła w ich organizmach nandrolon. Adrian nie mógł bronić złota z Londynu i został zdyskwalifikowany na cztery lata. Widzimy więc po własnym bagnie, że nawet medaliści nie są do końca czyści i to od tej dyscypliny olimpijskiej po prostu odpycha.

Ciężary są wrzodem na dupie igrzysk. To dyscyplina tradycyjna od 1896 roku i dbając o pewne wartości, nie można jej po prostu z marszu wywalić. Wpadki dopingowe, chaos i zbyt pobłażliwe traktowanie niektórych krajów łamiących przepisy sprawiły, że nie wiadomo, czy w ogóle ta znajdzie się na igrzyskach w Paryżu. MKOl od lat straszy IWF, woda w tej szklance może się w końcu wylać.

Related Articles