Czwartkowymi treningami i kwalifikacjami rozpoczynają się w Oberstdorfie zmagania o mistrzostwo świata w lotach narciarskich. W piątek i sobotę czeka nas rywalizacja indywidualna, a w niedzielę drużynowa. Polscy kibice z największą nadzieją spoglądają oczywiście na niedawnego zwycięzcę Turnieju Czterech Skoczni, Kamila Stocha, dla którego tytuł najlepszego „lotnika” jest ostatnim brakującym skalpem w karierze. Czy już w sobotę Stoch będzie mógł powiedzieć o sobie, że jest sportowcem spełnionym i skoczkiem kompletnym?
Stoch ma na swoim koncie zwycięstwa w Igrzyskach Olimpijskich, Mistrzostwach Świata, Pucharze Świata, a także Turnieju Czterech Skoczni. Do pełni szczęścia i przekroczenia swoistego narciarskiego „rubikonu” brakuje wspomnianego tytułu mistrza świata w lotach narciarskich. Niestety, ta impreza nigdy nie była szczególnie „medalodajna” jeśli chodzi o Polaków – jedynym, który stał na podium był Piotr Fijas w 1979 roku (brąz).
Warto wspomnieć, że w historii skoków zdobycie pięciu najistotniejszych tytułów udało się do tej pory tylko jednemu człowiekowi – Mattiemu Nykanenowi. Stoch w weekend może stać się drugim. Do tej pory nasz najlepszy obecnie skoczek najwyżej w Mistrzostwach Świata w lotach narciarskich był na 5. miejscu, w Harrachovie w 2014 roku.
Występ Stocha w Turnieju Czterech Skoczni, gdzie Polak jako drugi w historii skoczek (po Svenie Hannavaldzie) wygrał wszystkie cztery turniejowe konkursy, napawał wszystkich polskich kibiców ogromnym optymizmem. Stoch był faworytem nr 1 do złota w Oberstdorfie. Niestety, w międzyczasie skoczkowie odbyli „mamucią” próbę w ramach Pucharu Świata i na skoczni w Tauplitz niedawny triumfator „czterech skoczni” był dopiero 23. Konkursowe skoki Kamila poprzedziły równie przeciętne próby w treningach i kwalifikacjach. Notabene pozostali Polacy także skakali poniżej oczekiwań i możliwości, co może sugerować, że biało-czerwoni po prostu nie potrafią pokazać pełni talentu na „mamutach”, gdyż na co dzień nie mają możliwości trenowania na tego typu obiektach, których na świecie jest ledwie kilka.
Za faworytów w Oberstdorfie uchodzą głównie Norwegowie, którzy w Tauplitz pokazali wysoką formę – mowa o Danielu-Andre Tande, Andreasie Stjernenie, Andersie Fannemelu czy Robercie Johanssonie. W czołówce może być także Stefan Kraft. Cichym faworytem dla wielu jest z kolei Simon Ammann, który w Austrii stanął na podium, a do wielkich imprez zawsze miał szczęście – wystarczy przypomnieć jego złota na Igrzyskach Olimpijskich, ale także złoto mistrzostw w lotach w 2010 roku. Do rywalizacji na skoczni wraca z kolei Richard Freitag. Niemiec zaliczył bolesny upadek w Turnieju Czterech Skoczni, po którym przez dwa tygodnie musiał leczyć biodro. Jeśli wróci w formie sprzed upadku, także będzie liczył się w medalowym rozdaniu w Oberstdorfie.
Tytułu sprzed dwóch lat bronić będzie Peter Prevc, który w 2016 roku był w życiowej formie i wygrywał praktycznie wszystko. Dwukrotnie w historii zdarzało się, że zawodnik zdołał obronić tytuł najlepszego „lotnika” na kuli ziemskiej – dokonywali tego w przeszłości Roar Ljokelsoey oraz wspomniany już Hannavald.
Jeśli chodzi o niedzielną rywalizację drużynową, to można tu mieć mieszane odczucia. Polacy ostatnio niemal regularnie rezydują na podium „drużynówek” w Pucharze Świata, a podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Świata zdobyli złoto, a potem „poprawili” triumfem w Pucharze Narodów. Loty na „mamucie” to jednak zupełnie inna para kaloszy, co udowodnił konkurs w Tauplitz. Liczenie na medal w niedzielnym konkursie byłoby więc niepoprawnym optymizmem, zwłaszcza że bardzo mocne personalnie są ekipy Norwegii, Niemiec, Słowenii i Austrii, a we wszystkich tych krajach są skocznie mamucie.
Być może jednak to co działo się w miniony weekend w Austrii, nie znajdzie odzwierciedlenia w Niemczech i Kamil Stoch lub nasza drużyna pokuszą się o medal. Na to po cichu liczymy.