Skip to main content

Ryoyu Kobayashi bez trudu obronił dużą przewagę w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni, ale nie mógł być w pełni zadowolony z czwartkowego konkursu w Bischofshofen. Nie wygrał, a zatem marzenie o komplecie zwycięstw prysło.

Trzeba pamiętać, że Ryoyu Kobayashi trzy sezony temu zgarnął już tytułowego „wielkiego szlema”, jak zwykło się nazywać wygrane w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen. W tym roku „gryplan” TCS zmienił się w trakcie imprezy, bo z powodu pogody wypadł konkurs w Innsbrucku, a zastąpiony został jeszcze jednym w Bischofshofen. Wczoraj Kobayashi triumfował na Paul-Ausserleitner-Schanze i oczywiście był także faworytem w tradycyjnym konkursie w Trzech Króli.

Jakby na potwierdzenie swojej formy, Kobayashi niemal tradycyjnie wygrał kwalifikacje. Te przyniosły zresztą miły akcent także dla polskich kibiców, bo tak trzeba obecnie ocenić 10. miejsce Dawida Kubackiego. Los skojarzył Kubackiego w parze KO z innym Polakiem – Piotrem Żyłą. Awans uzyskał także 35. Andrzej Stękała. Do konkursu nie weszli niestety Jakub Wolny i Paweł Wąsek – kolejno 51. i 52.

Emocje w polskiej parze konkursowej były spore, bo obaj panowie – zgodnie jak jeden mąż – poszybowali na 128 metr. Żyła miał ciut lepsze pozostałe składowe i wygrał, ale Kubacki poleciał na tyle daleko, że załapał się do piątki „lucky loserów”. Stękała do drugiej serii nie awansował, co trudno było uznać za niespodziankę. Najciekawsze były jednak nie próby biało-czerwonych.

Bardzo wysoko poprzeczkę zawiesił przede wszystkim Karl Geiger, który poszybował aż 140.5 metra! Niewiele gorszy był Daniel Huber, choć lądował aż 4 metry bliżej. Wysoką notę uzyskali także Yukiya Sato i Halvor Egner Granerud. Presji nie wytrzymał za to drugi zawodnik TCS. Marius Lindvik skoczył słabo i wylądował po swojej próbie w trzeciej dziesiątce! Miał cichą nadzieję na kąsanie Kobayashiego, a tymczasem sam musiał drżeć o swoje miejsce na podium klasyfikacji generalnej. To stało się mocno zagrożone. Ostatni na belce pojawił się oczywiście on – lider turnieju i klasyfikacji Pucharu Świata. Kobayashi skoczył bardzo dobrze, ale nie fenomenalnie. Jego łączna nota dała mu „tylko” 5. miejsce. Karty jeśli chodzi o zwycięstwo turniejowe były rozdane, ale kareta zwycięstw we wszystkich konkursach zawisła na włosku.

W drugiej serii Lindvik poszybował prawie pod 140 metr i dał sygnał, że o ile w tym konkursie nie powalczy o nic wielkiego, o tyle podium turnieju zamierza obronić. Długo czekaliśmy na poważniejszych graczy w rywalizacji i niemal nikt Lindvika nie przeskakiwał. Udało się to dopiero Lovro Kosowi. Młody Słoweniec wykorzystał korzystne warunki i wylądował na 144. metrze! Tylko metr bliżej od rekordu skoczni! Jury natychmiast zdecydowało obniżyć belkę, czym trochę popsuło efektowną rywalizację gigantów.

W niej pierwsze słowo należało do Markusa Eisenbichlera, który skoczył 134 metry i mógł zapomnieć o podium niemiecko-austriackiego turnieju. Kobayashi pofrunął pół metra krócej, a jego łączna nota była o 0.1 pkt lepsza od prowadzącego wówczas Roberta Johanssona. Tliła się więc jeszcze iskierka nadziei dla Japończyka, ale czterech kolejnych skoczków musiałoby popsuć swoje próby.

Już pierwszy Granerud rozwiał wątpliwości. Po jego skoku jasne stało się, że Kobayashi nie powtórzy swojego wyczynu i nie stanie się pierwszym w historii skoczkiem, który zaliczył „wielkiego szlema” dwa razy. Dość powiedzieć, że tych, którzy zaliczyli go raz jest tylko trzech – Hannawald, Stoch i właśnie on.

Graneruda wyprzedził tylko Daniel Huber. Austriak nigdy do tej pory nie wygrał zawodów Pucharu Świata, a dziś na swojej ziemi dokonał tego po raz pierwszy. W drugiej serii skoczył aż 137 metrów, co z obniżonej belki było rezultatem świetnym. Prowadzący po pierwszej serii Geiger nie wytrzymał presji. Miał jeszcze szansę, by wyprzedzić Graneruda w „generalce”, ale nie wyprzedził go nawet w tym konkursie. Skończył trzeci. Co ciekawe, tuż za podium uplasował się Japończyk, ale nie Kobayashi, bo wyżej od niego skończył Sato!

Klasyfikacja generalna turnieju nie uległa więc zasadniczym zmianom. Kobayashi zgarnął drugiego w karierze Złotego Orła. Lindvik po raz drugi w karierze skończył drugi. Granerud po ubiegłorocznym 4. miejscu, teraz wskoczył na podium. Za podium skończyli Niemcy, którzy nadal nie mogą przełamać klątwy Turnieju Czterech Skoczni. Od Hannawalda żaden z nich nie wygrał imprezy. Geiger zajął 4. miejsce, Eisenbichler 5. W pierwszej „10” znaleźli się jeszcze Johansson, Kos, Jan Hoerl, Huber i Sato.

Miejsca Polaków? Szkoda gadać! Żyła 15., Kubacki 22, reszta jeszcze dalej. Dziś w konkursie Żyła zajął 13. miejsce, a o tym jak marny to dla nas sezon, niech świadczy fakt, że to jego drugi rezultat w tym sezonie!

Turniej przeszedł do historii, ale karuzela PŚ zostaje w Bischofshofen jeszcze przez weekend, bo w programie są dwa kolejne konkursy indywidualne. Tym razem bez Złotego Orła wśród nagród.

Related Articles