Skip to main content

Poziom walki wieczoru często determinuje ocenę całej gali – jeśli jednak w ten właśnie sposób podejść do tej sobotniej, to nikt wspominać miło jej nie będzie.

W pojedynku wieńczącym galę UFC Fight Night w Nashville doszło do kluczowej dla układu sił w kategorii koguciej konfrontacji pomiędzy nieukrywającymi mistrzowskich aspiracji Corym Sandhagenem i Robem Fontem. Żaden z zawodników nie słynął nigdy z nadmiernego kalkulowania – nikt nie spodziewał się zatem, że w sobotę z oktagonu wiało będzie potworną nudą. A jednak tak właśnie się stało.

Cory Sandhagen zaprzągł do działania zapasy, czemu nie potrafił przeciwstawić się Rob Font. W rezultacie walka długimi fragmentami toczyła się w parterze, gdzie nie działo się wiele, delikatnie rzecz ujmując. Wszystko dlatego, że może i Font nie potrafił bronić się przed obaleniami, ale neutralizował nieśmiałe próby ataków z góry Sandhagena. Nie miał natomiast pomysłu, jak zrzucić z siebie rywala i wrócić na nogi. W rezultacie w walce na chwyty Sandhagen skupiał się głównie na kontroli. Ofensywy było jak na lekarstwo.

Fani zebrani w Bridgestone Arena dali wyraz swojemu niezadowoleniu poprzez przeraźliwe gwizdy i buczenie. Ba! Szef UFC Dana White w czwartej rundzie ostentacyjnie opuścił arenę, zniesmaczony poziomem zawodów.

Werdykt był formalnością. Wszyscy sędziowie wskazali jednogłośnie w stosunku 3 x 50-45 na Cory’ego Sandhagena, który odniósł tym samym trzecie zwycięstwo z rzędu. Mając jednak na uwadze fatalne widowisko, jakie obaj dali, wiktoria ta być może wcale nie przybliżyła zwycięzcy do walki o pas mistrzowski.

Znacznie ciekawiej było w innych pojedynkach. W co-main evencie gali Tatiana Suarez poddała w drugiej rundzie Jessicę Andradze, najprawdopodobniej torując sobie drogę do walki o złoto ze zwyciężczynią starcia Weili Zhang z Amandą Lemos.

Formą błysnął Dustin Jacoby, który w niespełna półtorej minuty znokautował faworyzowanego Kennedy’ego Nzechukwu. Amerykanin powrócił tym samym na zwycięskie tory po dwóch z rzędu porażkach. Niewykluczone, że wiktorią tą zapewnił sobie dalsze starty pod sztandarem UFC.

Fantastycznie zaprezentował się w Nashville Diego Lopes. Brazylijczyk trzy miesiące temu zadebiutował w UFC, biorąc w zastępstwie walkę z Movsarem Evloevem. Pomimo iż w starciu tym był gremialnie skreślany i ostatecznie przegrał decyzją, to jednak zawiesił Inguszowi poprzeczkę niezwykle wysoko, kilka razy atakując piekielnie ciasnymi poddaniami.

W sobotę Brazylijczyk potwierdził, że nieprzypadkowo mocno postawił się Evloevowi w debiucie. Potrzebował bowiem jedynie 98 sekund, aby efektownie poddać Gavina Tuckera. Wszystko zaczęło się od próby obalenia w wykonaniu Kanadyjczyka – niezwykle ofensywnie nastawiony Brazylijczyk skontrował latającym trójkątem, a następnie przeszedł do balachy, masakrując rywalowi rękę.

Related Articles