Alex Pereira i Khalil Rountree Jr. sobotnią galę UFC 307 przed kompletnym blamażem, dając widowisko, o którym będzie mówiło się przez lata.
Gala UFC 307 w Salt Lake City miała kilka dobrych momentów w karcie wstępnej – Joaquin Buckley w trzeciej rundzie znokautował Stephena Thompsona, a Court McGee i Ryan Spann poddali w pierwszej odpowiednio Tima Means i Ovince’a St. Preuxa – ale pierwsze cztery walki w karcie głównej rozczarowały.
Na jej otwarcie ociekająca medialnym zgiełkiem Kayla Harrison – największa bukmacherska faworytka w całej rozpisce – pokonała Ketlen Vierię na pełnym dystansie. Żadnych fajerwerków jednak nie stwierdzono. Amerykanka wygrała dzięki przewadze zapaśniczo-parterowej. Nie była jednak nawet bliska skończenia gremialnie skreślanej Brazylijki.
Niedosytem zakończyła się walka Romana Dolidze z Kevinem Hollandem. Ten drugi w jednym z kotłów zapaśniczych w rundzie pierwszej nabawił się kontuzji żeber, nie będąc w stanie wyjśc do drugiej odsłony.
Najbardziej oberwał się jednak Mario Bautiście, który starcie z legendarnym Jose Aldo zmienił w festiwal klinczu. Amerykanin zapewnił sobie w ten sposób zwycięstwo, ale po wszystkim został wygwizdany przez fanów i skrytykowany przez szefa UFC Danę White’a.
Niewiele lepiej było w co-main evencie. Julianna Pena i Raquel Pennington rywalizowały przez 25 minut, ale ostre, intensywne momenty można policzyć na palcach jednej… No, może dwóch rąk. Cieniem na walce położył się też dyskusyjny werdykt sędziowski, wedle którego to Pena wygrała, przejmując pas wagi koguciej.
Oblicze gali UFC 307 odmienili jednak bohaterowie walki wieczoru, Alex Pereira i Khalil Rountree Jr. Ich starcie okazało się rewelacyjnym widowiskiem, w którym szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę.
Skazywany na pożarcie Amerykanin mocno postawił się wyraźnie faworyzowanemu – był drugim największym faworytem gali – Pereirze. Dość powiedzieć, że pretendent wygrał na kartach punktowych wszystkich trzech sędziów dwie pierwsze rundy pojedynku. Ba! W drugiej posłał nawet na moment Brazylijczyka na deski.
Jednak “Poatan” zachowywał spokój, metodycznie nacierając. Nieustannie okopywał wykroczną nogę Rountree, kąsając go też soczystym lewym prostym. Od rundy trzeciej zaczął wyraźnie przejmować stery walki w swoje ręce. Amerykanin był już zmęczony ostrymi szarżami z pierwszych rund, porozbijany. W końcówce trzeciej rundy Brazylijczyk zaczął przełamywać Rountree, spychając go do głębokiej obrony. Czwarta odsłona stała już pod znakiem totalnej dominacji mistrza, który zafundował amerykańskiemu pretendentowi prawdziwe oktagonowe piekło. Niemiłosiernie masakrował mu twarz, nogę, korpus. Oddać trzeba Rountree, że do końca walczył jak lew, próbując potężnymi cepami odmienić losy walki – nie był jednak w stanie. Ostatecznie Pereira skończył go uderzeniami na korpus, zostawiając Amerykanina w kałuży krwi.
Brazylijczyk obronił w ten sposób pas mistrzowski wagi półciężkiej po raz trzeci. Ustanowił jednocześnie rekord trzeb obron tytułu w najkrótszym okresie – potrzebował na to ledwie 175 dni, zostawiając w tyle poprzedni rekord Rondy Rousey, wynoszący 189 dni.
Na powrót “Poatana” przyjdzie nam jednak poczekać. Utrzymujący ostatnio mordercze tempo startów Brazylijczyk zapowiedział bowiem dłuższą – jak na swoje standardy – przerwę.