Skip to main content

Mateusz Gamrot odniósł niezwykle cenne zwycięstwo, podczas gali UFC Fight Night zostawiając w pokonanym polu Jeremy’ego Stephensa.

 

Sobotni wieczór w Las Vegas okazał się niezwykle udany dla Mateusza Gamrota – i to pod każdym względem: sportowym, medialnym i finansowym.

 

Były podwójny mistrz KSW w swoim trzecim występie pod sztandarem UFC skrzyżował rękawice z zaprawionym w bojach amerykańskim weteranem Jeremym Stephensem. Polak był co prawda bukmacherskim faworytem zawodów, ale nie brakowało głosów, że czeka go bardzo ciężka przeprawa. Amerykanin to bowiem doświadczony bitnik, który w swojej karierze mierzył się z najlepszymi na świecie.

 

W oktagonie gra toczyła się natomiast do jednej bramki. Kudowianin sfinalizował już pierwszą próbę poddania, efektownie schodząc do nogi rywala i kładąc go na plecach. Amerykanin poszukał kimury z pleców, co jednak okazało się początkiem jego końca. Gamrot skontrował bowiem tę próbę najpierw balachą, a następnie własną kimurą. Stephens nie miał wyboru – musiał odklepać. Na wszystko polski zawodnik potrzebował li tylko 65 sekund.

 

 

– Jestem bardzo podekscytowany – nie ukrywał zadowolenia Mateusz podczas konferencji prasowej po gali. – Moja rozgrzewka była cięższa od samej walki. Jestem bardzo szczęśliwy, podekscytowany.

 

– Jeremy to weteran i legenda UFC. To dopiero była moja trzecia walka w UFC. Poprzednia walka była dla mnie jakby rozgrzewką. Teraz potrzebuję naprawdę trudnego wyzwania i dużego testu.

 

– Jeremy jest bardzo groźny w stójce. Ma dużo mocy w pięściach. Wiedziałem, że gdy przewrócę gościa, będzie p
o walce. Nie spodziewałem się być może, że pójdzie tak szybko. Wydawało mi się, że może wybroni moje obalenie, ale… Jedno zejście, jedno obalenie i skończenie.

 

Pokonując Amerykanina, Mateusz Gamrot nie tylko odniósł drugie zwycięstwo z rzędu, ale też zainkasował kolejny – już trzeci – $50-tysięczny bonus w UFC.

 

Do oktagonu amerykańskiego giganta nieukrywający mistrzowskich aspiracji Gamer chciałby powrócić w grudniu.

 

– Walka z Jeremym była dla mnie dużą szansą – powiedział. – Uważam, że teraz dokonałem dużego skoku. Myślę, że zasługuję teraz na rywala z czołowej piętnastki kategorii lekkiej. Jestem gotowy. Kategoria lekka jest pełna mocnych rywali, ale jestem gotowy na każdego z nich. Dajcie mi kogoś i pokażę, na co mnie stać.

 

Tymczasem w walce wieczoru gali największy bukmacherski faworyt Islam Makhachev dopełnił formalności, dominując zapaśniczo i w czwartej rundzie poddając Thiago Moisesa.

 

Tym samym Dagestańczyk odniósł już ósme zwycięstwo z rzędu, które mocno zbliża go do mistrzowskiej rozgrywki w kategorii lekkiej. Co ciekawe, gotowość do walki z nim zdążył już wyrazić Mateusz Gamrot, ale wydaje się, że na pojedynek z podopiecznym Khabiba Nurmagomedova musi jeszcze zapracować.

Related Articles