Skip to main content

Po raz kolejny fantastyczną formą błysnął były mistrz wagi średniej Robert Whittaker, który w sobotę koncertowo rozbił Kelvina Gasteluma.

 

W drodze do sobotniej gali UFC Fight Night w Las Vegas Robert Whittaker był zdecydowanym bukmacherskim faworytem przed starciem z Kelvinem Gastelumem, które zwieńczyło wydarzenie.

 

I rzeczywiście – przebieg rywalizacji w pełni odzwierciedlał duże różnice w kursach bukmacherskich na zwycięstwa obu zawodników. Od pierwszej do ostatniej sekundy warunki w oktagonie dyktował bowiem kapitalnie dysponowany Australijczyk.

Bobby Knuckles pozostawał nieuchwytnym celem dla agresywnego, ale niepotrafiącego namierzyć go Kelvina Gasteluma. Hasając do boków, smagał Amerykanina szybkimi jak błyskawica prostymi, kontrował sierpami. Już w pierwszej rundzie zachwiał Gastelumem swoim firmowym okrężnym kopnięciem na głowę, które ukrywał za serią ciosów.

 

Gdy natomiast dochodziło do zwarcia, Australijczyk efektownie ciskał Amerykaninem o deski, demonstrując wyższość zapaśniczą.

Gastelumowi oddać trzeba, że do ostatnich sekund 25-minutowej walki starał się odwrócić jej losy – pomimo zmasakrowanej już twarzy nacierał, rozpuszczał ręce – ale nie był w stanie znaleźć odpowiedzi na kapitalną oktagonową grę Whittakera.

Werdykt był formalnością. Wszyscy trzej sędziowie wskazali na Australijczyka w stosunku 3 x 50-45, punktując dla niego każdą rundę.

– Walczyliśmy w małym oktagonie, więc musiałem to uwzględnić – powiedział podczas konferencji prasowej po gali Whittaker. – Chodziło o to, aby być pierwszym, atakować, trafiać go. Jeśli idzie do przodu, musi za to zapłacić. Jeśli stoimy na środku, musi za to zapłacić.

 

– Myślę, że w połowie właśnie dlatego tempo tej walki było, jakie było – bo zawsze byłem na miejscu, bo cofanie się oznaczałoby utratę przestrzeni. Za każdym razem gdy się cofałem, odcinał mi drogę odejścia. Musiałem orbitować, a on wtedy właśnie próbował mocnych uderzeń.

 

– Wiedziałem, że to będzie ciężka walka i to było widać. Po każdym uderzeniu dawał dwa kroki do przodu. Był twardy. Kopnąłem go w głowę w pierwszej rundzie, a on zrobił wojnę w pozostałych czterech. Czapki z głów.

 

Dla Roberta Whittakera zwycięstwo z Kelvinem Gastelumem jest już trzecim z rzędu. Wcześniej w pokonanym polu zostawiał mocnych Darrena Tilla i Jareda Cannoniera, a więc dwóch zawodników, których wcześniej na celowniku miał mistrz kategorii średniej Israel Adesanya. Trudno zatem dziwić się, iż zdaniem fanów oraz ekspertów większych i mniejszych Robert Whittaker zasługuje teraz na rewanżowe starcie z Nigeryjczykiem, który strącił go z tronu w 2019 roku.

 

– To zabawne, że po każdym zwycięstwie wszyscy nawołują o walkę o pas dla mnie – powiedział Whittaker. – Zawsze tak podchodziłem do walki – jeśli pokonam ich wszystkich, to w końcu wejdę na szczyt. To prosta droga. Nie ma teraz dla mnie żadnej innej sensownej walki poza walka o pas. Jej chcę i ją dostanę.

 

Na zwycięstwo Australijczyka szybko zareagował mistrz.

– Dobra robota, mój synu – napisał Israel Adesanya na Twitterze.

 

W Las Vegas do oktagonu powrócił też Bartosz Fabiński, ale walki z Geraldem Meerschaertem miło wspominał nie będzie. Przegrał bowiem w pierwszej rundzie, będąc uduszonym przez Amerykanina.

To dla polskiego zawodnika druga przegrana z rzędu i trzecia w ostatnich czterech występach – a to oznacza, że więcej w oktagonie amerykańskiego giganta możemy go nie zobaczyć.

Related Articles