Sobotnią galę UFC Fight Night w Las Vegas zwieńczy ważne dla układu sił w kategorii średniej starcie pomiędzy Marvinem Vettorim i Jaredem Cannonierem.
Obaj zawodnicy mieli już okazję pojedynkować się o tytuł mistrzowski 185 funtów, ale obaj zmuszeni byli uznać wyższość Israela Adesanyi, przegrywając z Nigeryjczykiem jednogłośną decyzją sędziowską po jednostronnych ale i nieszczególnie efektownych walkach. Na szali ich sobotniego pojedynku znajdzie się utrzymanie w rozgrywce mistrzowskiej, choć nie oszukujmy się – dopóki na tronie zasiadał będzie Adesanya, ani Cannonier, ani szczególnie Vettori, który przegrał z nim dwukrotnie, prawdopodobnie titleshota nie dostaną.
Vettori i Cannonier znajdują się w podobnym położeniu. Obaj wygrali ostatnio swoje walki, które okazały się jednak niezwykle bliskie. Włoch wypunktował Romana Dolidze, a Amerykanin Seana Stricklanda. Obaj sąsiadują też ze sobą w rankingu kategorii średniej – Vettori jest 3., a Cannonier – 4.
Nie jest to pojedynek najłatwiejszy do wytypowania, co zresztą bardzo dobrze odzwierciedlają kursy bukmacherskie. Minimalnym faworytem zawodów jest Marvin Vettori. Włoch wydaje się nieco wszechstronniejszy – nie stroni od zapasów – ale Amerykaninowi oddać trzeba, że jego defensywa przed obaleniami stoi na dobrym poziomie, a w stójce uderza bardzo mocno.
W co-main evencie gali utalentowany Arman Tsarukyan – najmłodszy zawodnik w czołowej piętnastce rankingu wagi lekkiej – skrzyżuje rękawice z Joaquimem Silvą. Zestawienie to jest o tyle zaskakujące, że Brazylijczyk nie jest nawet blisko Top 15. Rzecz jednak w tym, że Ormianinowi kilka tygodni temu wypadł inny rywal Renato Moicano, który nabawił się kontuzji, a żaden zawodnik z czołówki nie był zainteresowany wejściem na zastępstwo. W rezultacie wyszykowano mu Brazylijczyka.
Gigantycznym faworytem pojedynku – zdecydowanie największym w całej rozpisce – jest oczywiście nieukrywający od dawna mistrzowskich aspiracji Arman Tsarukyan. Ormianin to wyborny zapaśnik, który potrafi też doskonale odnaleźć się w stójce. Rywalizował – i wygrywał! – ze znacznie mocniejszymi przeciwnikami od Joaquima Silvy. Wydaje się, że tylko jakiś kataklizm może sprawić, że nie opuści oktagonu w glorii zwycięzcy. Z drugiej zaś strony, gremialnie skreślany Brazylijczyk nie ma tutaj absolutnie nic do stracenia.