Pokazał miejsce w szeregu Tatsuro Tairze gremialnie skreślany Brandon Royval w walce wieczoru gali UFC Vegas.
W sobotę w UFC APEX odbyła się gala UFC Fight Night, którą uświetniła kluczowa dla układu sił w wadze muszej konfrontacja pomiędzy Brandonem Royvalem i Tatsuro Tairą. Okazała się ona fantastycznym widowiskiem, które na długo zapadnie w pamięci fanom.
W drodze do gali Amerykanin był spisywany na straty. Dość powiedzieć, że był jednym z największych bukmacherskich underdogów w całej rozpisce. Oktagonowa rzeczywistośc okazała się jednak zupełnie inna.
Brandon Royval od początku pojedynku swoim zwyczajem w kalkulacje się nie bawił, zdecydowanie stawiając na ofensywę. W stójce radził sobie doskonale, choć tu i ówdzie odporny Tatsuro Taira odpowiadał własnymi atakami. Japończyk zdecydowanie najgroźniejszy był jednak w obszarze zapaśniczo-parterowym, tamże sprawiając Amerykaninowi najwięcej problemów. Dwie rundy wygrał właśnie dzięki kapitalnym umiejętnościom w walce na chwyty, długimi fragmentami kontrolując Royvala zza pleców.
Amerykanin rozdawał jednak karty na w szermierce na pięści i kopnięcia, tamże w trzeciej rundzie będąc o włos od skończenia Japończyka. Ten sobie tylko znanym sposobem przetrwał jednak nawałnicę uderzeń.
Losy walki ważyły się do ostatniej odsłony, bo po czterech rundach dwóch sędziów miało na kartach remis, punktując po dwie rundy dla obu. Ostatnie pięć minut należało zdecydowanie do kapitalnie usposobionego kondycyjnie Royvala, który powstrzymał chwytane zapędy Tairy, rozbijając go w stójce. Ba! W końcówce był nawet bliski poddania Japończyka, ale ten ponownie przetrwał.
Sędziowie wskazali niejednogłośnie – niejednogłośnie, bo jeden z nich najwyraźniej przysnął – na wiktorię Brandona Royvala w stosunku 2 x 48-47, 47-48. Amerykanin zadał tym samym 24-letniemu ledwie Japończykowi pierwszą porażkę w zawodowej karierze, jednocześnie utrzymując się w rozgrywce o pas wagi muszej. O tenże w grudniu powalczą natomiast mistrz Alexandre Pantoja i debiutujący w UFC Kai Asakura.
Także co-main event gali okazał się wyrównany. Jun Yong Park pokonał na pełnym dystansie zaprawionego w bojach Brada Tavaresa. O wiktorii Koreańczyka przesądziła ostatnia runda, w której wymęczył on Hawajczyka w parterze.
Jedynym zawodnikiem w karcie głównej wydarzenia, który oszczędził pracy sędziom punktowym, był Grant Dawson. Amerykanin zdominował zapaśniczo i parterowo Rafę Garcię, ubijając Meksykanina w drugiej rundzie – zadał mu tym samym pierwszą w karierze porażkę przed czasem.