Skip to main content

Sobotnią galę UFC Fight Night w Las Vegas zwieńczy ważne dla układu sił w wadze półciężkiej starcie Thiago Santosa z Jamahalem Hillem, ale nadwiślańska scena MMA ze szczególnym zainteresowaniem przyglądać będzie się przede wszystkim występowi Michała Oleksiejczuka.

Na tronie kategorii półciężkiej UFC zasiada obecnie Jiri Prochazka, o którego oktagonowe usługi rywalizują medialnie trzej zawodnicy – byli mistrzowie Glover Teixeira i Jan Błachowicz oraz rozpędzony serią dziewięciu zwycięstw Magomed Ankalaev. O dołączenie do tego grona – czy może bardziej: zbliżenie się – powalczą w sobotę bohaterowie dania głównego gali UFC Fight Night, Thiago Santos i Jamahal Hill.

Dla Thiato Santosa walka o najwyższe laury to nie pierwszyzna – w 2019 roku idący wówczas jak burza Brazylijczyk dotarł do pojedynku o tron 205 funtów, ulegając jednak po wyrównanym starciu dominantowi dywizji Jonowi Jonesowi. Co gorsza, w starciu tym doznał poważnych kontuzji obu kolan, wypadając z gry na ponad rok. Powróciwszy, dawnej formy już nie odzyskał, przegrywając aż trzy z ostatnich czterech pojedynków. Jeśli jednak w sobotę upora się z Hillem, stanie przed szansą powtórnego włączenia się do być może ostatniego w karierze – bo na karku ma już 38 lat – rajdu po pas.

Młodszy od Brazylijczyka o siedem lat Jamahal Hill może pochwalić się w UFC bilansem 4-1, który wyglądałby jeszcze okazalej, gdyby nie wpadka z marihuaną po wiktorii z Klidsonem Abreu. Szczególnie dwoma ostatnimi zwycięstwami Amerykanin zwrócił na siebie uwagę całego świata MMA – a to za sprawą pierwszorundowych nokautów na Jimmym Crute oraz Johnnym Walkerze.

Jamahal Hill jest sporym bukmacherskim faworytem pojedynku, czemu trudno się dziwić, jeśli spojrzeć na formę, jaką obaj zawodnicy ostatnio prezentowali.

Nad Wisłą największym zainteresowaniem cieszy się jednak starcie Michała Oleksiejczuka z Samem Alveyem. Dla Polaka będzie to nie tylko debiut w kategorii średniej – dotychczas występował w półciężkiej – ale też pierwsza walka pod sztandarem nowego klubu, Ankosu MMA.

Bilans Michała Oleksiejczuka w UFC wynosi obecnie 4-3. Gdy w marcu tego roku doznał porażki z Dustinem Jacobym, polski zawodnik, niezachwycający gabarytami jak na kategorię półciężką, podjął decyzję o przeprowadzce do wagi średniej, która zbiegła się też w czasie ze zmianą klubu – “Husarz” przeniósł się z Warszawy od trenera Mirosława Oknińskiego do Poznania pod skrzydła trenera Andrzeja Kościelskiego.

36-letni już Sam Alvey – starszy od naszego zawodnika o prawie dekadę – to zaprawiony w bojach weteran, który walczy dla UFC nieprzerwanie od 2014 roku. Stanowi pewnego rodzaju ewenement, bo pomimo aż ośmiu ostatnich pojedynków bez zwycięstwa, z których przegrał siedem, jeden remisując, nadal nie został zwolniony z organizacji. W glorii zwycięzcy nie był widziany od ponad czterech lat!

Michał jest jednak daleki od lekceważenia Amerykanina.

– To jest niebezpieczny zawodnik – powiedział w magazynie “Oktagon Live”. – Obejrzałem wszystkie jego walki w UFC i nawet całkiem niedawno, gdy walczył z Ryanem Spannem, który jest zawodnikiem rankingowym, potrafił w trzeciej rundzie go podłączyć i bardzo poważnie mu zagrozić. Jest więc naprawdę niebezpiecznym zawodnikiem.

– Nie patrzę na rekord. Tutaj nie można nikogo lekceważyć. W ogóle nie podchodzę do tego jako do łatwej walki. To będzie na pewno dla mnie ciężka walka. Będzie na pewno jakaś presja związana z tym, że ma sporo porażek i musi się dobrze pokazać.

Wątpliwości nie mają natomiast bukmacherzy, którzy zdecydowanie faworyzują Oleksiejczuka. Na papierze rzeczywiście wydaje się, że nasz zawodnik powinien tutaj zdecydowanie górować nad Alveyem przede wszystkim pod kątem szybkościowym. Pytanie natomiast, jak na Polaka wpłynie pierwsze w karierze ścinanie wagi do 84 kilogramów?

Related Articles