Czasami gale z niezachwycającymi na papierze rozpiskami okazują się niezapomnianymi widowiskami. Tak nie było jednak w sobotę w Las Vegas.
W drodze do wydarzenia nie brakowało fanów oraz ekspertów większych i mniejszych, którzy kartę walk sobotniej gali UFC Fight Night określali mianem najgorszej w historii. Można było żywić co prawda nadzieje, że bohaterowie wydarzenia – zawodnicy z mniej wyrobionymi nazwiskami, głodni sławy i pieniędzy, gotowi podejmować większe ryzyko – kalkulować w oktagonie nie będą, dając w konsekwencji mocne walki, ale… Rzeczywistość okazała się brutalna.
Gala UFC Fight Night była dramatycznie słaba. Z placu boju wiało nudą. Nieliczni kibice zebrani w kameralnym kompleksie UFC APEX – którego, nawiasem mówiac, fani mają od dawna serdecznie dość – na nadmiar emocji narzekać nie mogli.
Najlepszy pojedynek dali w co-main evencie Chepe Mariscal i Damon Jackson. Zawodnicy przez piętnaście minut kotłowali się zapaśniczo i parterowo jak źli, choć to Mariscal był wyraźnie skuteczniejszy, ostatecznie kończąc w glorii zwycięzcy.
Oddać też trzeba Toshiomi Kazamie i Charalamposowi Grigoriou, że jako nieliczni “dali radę”. Pierwszą rundę Japończyk zdominował w parterze, ale na początku drugiej znalazł się pod skomasowanym ostrzałem Cypryjczyka, który był o włos od zwycięstwa przez nokaut. Przetrwawszy jednak nawałnicę, Kazama poddał Grigoriou trójkątem z pleców.
Fani znad Wisły do końca wierzyli, że marne to widowisko zwieńczy przynajmniej zwycięstwo polskiego zawodnika w osobie Marcina Tybury, który w walce wieczoru stanął do rewanżu z Sergeyem Spivakiem. Nic takiego jednak się nie wydarzyło.
Mołdawianin szybko poszedł w zapasy i parter, choć Polak wyszedł obronną ręką z kulanki, trafiając na górę. Rzecz jednak w tym, że Spivak zaatakował balachą z pleców tak skutecznie, że natychmiast poddał Tyburę. Na wszystko Mołdawianin potrzebował ledwie 104 sekund.
Uniejowianin powrócił zatem z Las Vegas na tarczy. Była to dla niego pierwsza od kilku lat porażka z przeciwnikiem spoza ścisłej czołówki wagi ciężkiej. W tym okresie przegrywał tylko z elitą – tj. Alexandrem Volkovem i Tomem Aspinallem. Sergey Spivak elitą natomiast na pewno nie jest.
Czy przegrana ta 38-letniego Polaka to zapowiedź jego powolnego schodzenia ze sceny? Niekoniecznie. Marcin nie został zdominowany, a w oktagonie nie widać było żadnego regresu względem jego poprzednich starć. Dał się jednak złapać w poddanie. Bywa. Wypadek przy pracy.