Sobotnia gala UFC Fight Night w Las Vegas na długo w pamięci fanów nie zapadnia – owszem, miała swoje momenty, ale było ich niewiele.
Aż siedem z trzynastu walk, które odbyły się w UFC APEX, dotrwało do decyzji sędziowskiej, a jedna została uznana za nieodbytą. Gdyby chociaż najważniejsze pojedynki gali spełniły pokładane w nich nadzieje, można by spojrzeć na nią łaskawszym okiem – ale i te rozczarowały.
W daniu głównym Nassourdine Imavov i Roman Dolidze stoczyli 25-minutową walkę, nafaszerowaną nudnym klinczem. W dystansie karty zdecydowanie rozdawał francuski Dagestańczyk, kilka razy mocno wstrząsając niegramotnym kickboksersko Gruzinem, ale ten raz za razem spychał rywala na ogrodzenie, tam męcząc go w klinczu. W czwartej rundzie Imavov miał natomiast szczęście, bo potraktował Dolidze nieprzepisowym kopnięciem na głowę, za co groziła mu dyskwalifikacja. Gruzin pokazał jednak charakter i zdecydował się kontynuować zawody, w następstwie czego Dagestańczyk został ukarany tylko odjęciem jednego punktu.
Wydawało się po zakończeniu walki, że werdykt będzie formalnością – bo to jednak Imavov trafiał na przestrzeni 25 minut zdecydowanie częściej. Tymczasem, owszem, dwaj sędziowie orzekli o jego wiktorii w stosunku 49-44 oraz 48-46, ale jeden sobie tylko znanym sposobem wypunktował remis 47-47. Ostatecznie wiktoria większościową decyzją trafiła jednak na konto Dagestańczyka.
Także w co-main evencie wydarzenia większych fajerwerków nie stwierdzono. Zainkasowawszy bowiem na początku kilka bomb w stójce od Drewa Dobera, Renato Moicano poszedł w zapasy, podejścia tego trzymając się do końcowej syreny. Amerykanin miał jednak swoje szanse, bo pomimo wyraźnej porażki w rundzie pierwszej, w drugiej mocno porozbijał Brazylijczyka. Wydawało się, że do trzeciej wychodzi z większym zapasem paliwa. Popełnił jednak okrutny błąd, nieudany rzut z klinczu przypłacając wylądowaniem na plecach. Moicano wykorzystał okazję i przez kilka minut kontrolował i okolicznościowo obijał Dobera z góry, ostatecznie zwyciężając jednogłośnie na kartach punktowych.
W karcie głównej na wyróżnienie zasłużyli Randy Brown oraz Charles Radtke. Jamajczyk efektownie znokautował w pierwszej rundzie Muslima Salikhova, a mający polskie korzenie Amerykanin w ten sam sposób rozprawił się z Gilbertem Urbiną.
Wielkim niewypałem okazało się starcie niepokonanego Aliaskhaba Khizrieva z trenującym w Polsce Makhmudem Muradovem. Już w pierwszej akcji walki – tj. po 11 ledwie sekundach – Khizriev trafił przypadkowo palcem w oko Uzbeka tak mocno, że ten nie był w stanie kontynuować zawodów. W konsekwencji walka została uznana za nieodbytą.