Czasami bywa tak, że gala z rozpiską, która na papierze nie powala, okazuje się fantastycznym wydarzeniem. W sobotę w Las Vegas niczego takiego jednak nie stwierdzono.
Karta walk sobotniej gali UFC Fight Night zdecydowanie na podłogę nie rzucała. Okazało się jednak, że samo widowisko okazało się równie słabe, choć… Karta wstępna wcale dramatów nie zwiastowała. Aż pięć spośród sześciu pierwszych walk nie dotrwało bowiem do syreny końcowej – obejrzeliśmy trzy poddania i dwa techniczne nokauty. Jak się jednak okazało, były to miłe złego początki…
Co prawda otwierająca kartę główną walka zaprawionego w bojach Jima Millera z Alexandrem Hernandezem okazała się dobrym widowiskiem – obronną ręką wyszedł z niej ten ostatni, mocno na pełnym dystansie rozbijając weterana – ale później tak różowo już nie było. Trzy następne pojedynki zakończyły się bowiem decyzjami sędziowskimi i na pewno na dłużej w pamięci fanów nie zapadną.
Zac Pauga w co-main evencie wydarzenia wymęczył i porozbijał w klinczu Jordana Wrighta, a Jamal Pogues po nieporadnym chwilami starciu pokonał na punkty Josha Parisiana.
Na osobny akapit zasługuje starcie Marcina Prachnio z Williamem Knightem, które okazało się bardzo osobliwe. Wszystko z uwagi na niewiarygodną wręcz postawę Amerykanina, który… W zasadzie nie podjął walki! Przez piętnaście minut rywalizacji Knight inkasował różnorodne kopnięcia za strony polskiego zawodnika, kompletnie nie znajdując odpowiedzi na jego ataki. Ba! Wydawało się, że nawet nie spróbował! W przerwach między rundami jego trenerzy wściekle nawoływali o jakąkolwiek aktywność, ale Knight nie potrafił się przełamać, starając się jedynie blokować ataki Prachnio.
Werdykt był formalnością – sędziowie wskazali jednogłośnie na Polaka, który powrócił tym samym na zwycięskie tory po zeszłorocznej porażce z Philipe Linsem. Wygrał tym samym trzecią walkę z ostatnich czterech. Przy okazji nasz zawodnik ustanowił też nowy rekord celnych niskich kopnięć w historii męskich walk w UFC – trafił takowymi na przestrzeni piętnastu minut aż 63 razy.
W walce wieczoru gali najcenniejsze zwycięstwo w dotychczasowej karierze odniosła 23-letnia Erin Blanchfield. Amerykanka poddała w drugiej rundzie delikatnie przed pojedynkiem faworyzowaną Jessicę Andrade. Blanchfield włączyła się tym samym do rozgrywki mistrzowskiej w kategorii muszej.