W sobotę do oktagonu UFC powróci jedyny polski zawodnik wagi ciężkiej rywalizujący pod sztandarem amerykańskiego giganta, Marcin Tybura.
Rok 2019 nie był dla Marcina Tybury udany. Polski ciężki stoczył dwie walki, obie przegrywając przez nokauty. Mając na uwadze, że bilans jego ostatnich pięciu walk wynosił wówczas 1-4, uniejowianin nie mógł być pewny swojej przyszłości w UFC.
Jednak w lutym tego roku w starciu o być albo nie być pewnie wypunktował Sergeya Spivaka, najprawdopodobniej ratując się w ten sposób przed zwolnieniem. Natomiast w lipcu dopisał do swojego bilansu drugie z rzędu zwycięstwo, również na kartach punktowych pokonując Maxima Grishina.
W ramach sobotniej gali UFC Fight Island w Abu Zabi uniejowianin powalczy o trzecią z rzędu wiktorię i tym samym wyrównanie swojej najlepszej serii w UFC. Jego rywalem będzie zaprawiony w bojach Ben Rothwell.
– Moi poprzedni rywale nie mieli dużych nazwisk – powiedział Marcin podczas konferencji prasowej przed galą. – To byli oczywiście dobrzy zawodnicy, ale Ben Rothwell to legenda UFC. To pokazuje mi, że UFC nadal zwraca na mnie uwagę i chce, abym coś udowodnił.
– Ben Rothwell to zawodnik, który wie, jak wykorzystać swoje duże gabaryty. Porusza się w specyficzny sposób. Trzeba dostosować wiele rzeczy pod walkę z Benem Rothwellem, ale myślę, że to zrobiłem.
39-letni Amerykanin kiedyś był jednym z głównych graczy w dywizji królewskiej. W 2016 roku po wygraniu czterech walk z rzędu był nawet o włos od pojedynku o pas mistrzowski wagi ciężkiej, ale porażka z Juniorem dos Santosem przekreśliła jego plany.
Na tym jednak nie koniec, bo w 2017 roku u Big Bena wykryto zabronione substancje dopingujące, za co został zawieszony na dwa lata. Powróciwszy w 2019 roku, nie prezentował już tak dobrej formy jak wcześniej, przegrywając niespodziewanie z Blagoiem Ivanovem i Andreiem Arlovskim.
Ostatni nabrał jednak delikatnego wiatru w żagle, pokonując Stefana Struve i Ovince’a St. Preuxa.
– Wiem, że mam potencjał, aby kończyć walki w spektakularnym stylu zarówno w stójce, jak i w parterze – powiedział Rothwell przed starciem z Tyburą. – I o to w tym chodzi. Nie będę usatysfakcjonowany, jeśli nie skończę tej walki przed czasem.
– Każdą walkę jestem w stanie skończyć. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. W ostatnich czterech pojedynkach moi rywale wybrali jednak pewien konkretny styl na toczenie walki ze mną. Tybura w ten sposób nie walczy, co jednak jeszcze nic nie musi oznaczać, bo zawodnicy zmieniają kluby, gdy są zestawiani ze mną. Jestem więc ciekawy, jak do tego podejdzie.
– Jestem przygotowany na wszystko, ale jeśli wyjdzie tam i wda się ze mną w wymiany uderzeń, będzie to świetna walka.
Bukmacherskim faworytem pojedynku jest Amerykanin. Jego agresywny styl, gabaryty, ciężkie pięści, twarda szczęka i niezła kondycja mogą rzeczywiście sprawić Polakowi sporo problemów. Tybura powinien natomiast przeważać szybkościowo – jeśli zatem zdoła utrzymywać rywala na końcach swoich pięści, unikając ostrych wymian, może wyjść z oktagonu z tarczą.
W walce wieczoru sobotniej gali – piekielnie istotnej dla układu sił w czołówce kategorii koguciej – rękawice skrzyżują Marlon Moraes i Cory Sandhagen. O ile ewentualna wiktoria tego ostatniego prawdopodobnie nie zagwarantuje mu jeszcze titleshota, bo niedawno przegrał z Aljamainem Sterlingiem, to jeśli w górę powędruje ręka Brazylijczyka, jak najbardziej w kolejnej potyczce może on stanąć naprzeciwko mistrza Petra Yana, zostawiając w tyle wspomnianego Aljamaina Sterlinga.