Skip to main content

Mateusz Gamrot doznał pierwszej zawodowej porażki, podczas gali UFC w Abu Zabi będąc zmuszonym do uznania wyższości Gurama Kutateladze.

 

Z całą pewnością nie tak debiut pod sztandarem Ligi Mistrzów światowego MMA wyobrażał sobie niepokonany dotychczas Mateusz Gamrot. Były podwójny mistrz KSW był zdecydowanym bukmacherskim faworytem w drodze do pojedynku z również debiutującym w oktagonie, a na dodatek biorącym też to starcie w zastępstwie, Guramem Kutateladze.

 

Jednak gdy sobotnią nocą w Abu Zabi w polsko-gruzińskim pojedynku wieńczącym kartę wstępną gali UFC Fight Island w ruch poszły pięści i kopnięcia, okazało się, że bukmacherzy mocno rozminęli się z realiami…

 

W stójce to Kutateladze był zdecydowanie groźniejszy, szczególnie korpus Polaka terroryzując atomowymi kopnięciami. Długimi fragmentami zaskakująco dobrze bronił się też przed zapaśniczymi próbami Gamera. Po trzech rundach niezwykle wyrównanej walki o jej wyniku zadecydowali sędziowie punktowi. O ile wszyscy identycznie punktowali rundy drugą – dla Gruzina – i trzecią – dla Polaka, to w przypadku pierwszej – najbardziej wyrównanej – zgody nie było. Dwaj z trzech sędziów przyznali ją jednak Guramowi Kutateladze, przesądzając o jego zwycięstwie.

Niespodziewanie Gruzin obwieścił jednak w wywiadzie w oktagonie, że zwycięstwo powinno było trafić na konto Polaka.

– Nie wygrałem tej walki – powiedział. – To totalna bzdura. Jestem szczerym człowiekiem. Razem z tym gościem ciężko pracujemy, ale ten wynik? To nie była moja walka. Ile razy gość mnie przewrócił? Przykro mi to przyznać, ale to nie była moja walka. Nie wiem, jak punktowali ją sędziowie.

 

– Gamrot, bracie – zwrócił się następnie do schodzącego do szatni Polaka. – Jesteś wojownikiem, bracie. Bardzo ci dziękuję, bracie. Mówiłem ci, że to była twoja walka. Twoja walka.

 

Tak czy inaczej rywalizujący zawodowo od 2012 roku Mateusz Gamrot doznał pierwszej w karierze porażki, nieudanie rozpoczynając przygodę z UFC. Na pocieszenie otrzymał jednak – wespół z Gruzinem – $50 tys. w ramach bonusu za Walkę Wieczoru.

 

Kudowianin szat rozdzierać nie zamierza. Zabrał już głos po porażce, zapowiadając mocny powrót.

– Nie przegrywa ten, kto nie próbuje… a świat należy do odważnych! – napisał w mediach społecznościowych w niedzielę. – Najwidoczniej za mało zrobiłem dzisiejszej nocy…

 

– Cieszą mnie opinie z całego świata – kibiców, a przede wszystkim topowych trenerów i zawodników, że wygrałem tę walkę, co pokazują też wszystkie statystki… wyniku już nie zmienimy ale bądźcie pewni, że będę jeszcze ciężej trenował.

 

Również w walce wieczoru faworyt skończył na tarczy. Wydawało się, że w stójce to Chan Sung Jung rozdawał będzie karty, podczas gdy powracający do akcji po prawie 2-letniej przerwie Brian Ortega zostanie zmuszony do poszukiwania parteru, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

 

Pojedynek był toczony wyłącznie w stójce, gdzie Amerykanin zaprezentował się wybornie. W świetnym stylu neutralizował ataki Koreańczyka, okrutnie rozbijając go na przestrzeni pięciu rund. Ba! W drugiej odsłonie popisał się fantastycznym kontrującym łokciem, ścinając Koreańskiego Zombie z nóg. Nie był jednak w stanie skończyć charakternego Junga, który przetrwał do końcowejsyreny.

Werdykt był formalnością. Wszyscy sędziowie punktowi wskazali zgodnie w stosunku 50-45 na Briana Ortegę, który tym samym najprawdopodobniej toruje sobie drogę do mistrzowskiego pojedynku z Alexandrem Volkanovskim.

Related Articles