Spektakularnie z nadwiślańskiej perspektywy zapowiada się sobotnia gala UFC 305 w Perth – a to z uwagi na występ Mateusza Gamrota.
Gdy kilka tygodni temu gruchnęły wieści o zestawieniu walki Polaka z Danem Hookerem, przez polską scenę MMA przetoczyły się pomruki niezadowolenia i rozczarowania pomieszane ze złością. Fani liczyli bowiem na to, że sklasyfikowany na 5. miejscu w rankingu wagi lekkiej Mateusz Gamrot w kolejnym pojedynku stanie naprzeciwko rywala ze ścisłej czołówki – a tymczasem dostał okupujacego 11. pozycję Nowozelandczyka. Wydawało się, że w starciu tym Polak do ugrania będzie miał niewiele, a do stracenia furę.
W międzyczasie jednak wszystko się zmieniło. Wobec zamieszania w wadze lekkiej nie sposób wykluczyć, że wiktoria nad Hookerem zaprowadzi Gamrota nawet do pojedynku o pas mistrzowski wagi lekkiej! Tymczasowy pas mistrzowski, dodajmy. Dlaczego?
Otóż, zasiadający na tronie 155 funtów Islam Makhachev boryka się z kontuzją ręki, która może wykluczyć go ze startów na wiele miesięcy, szczególnie jeśli ostatecznie będzie musiał poddać się operacji. Jeśli tak rzeczywiście się stanie, matchmakerzy UFC mogą wprowadzić do obiegu tymczasowy pas mistrzowski. Murowanym kandydatem do walki o takowy jest Arman Tsarukyan, który zdążył już zresztą wyrazić pełną gotowość na taki scenariusz. Kto mógłby natomiast zostać przeciwnikiem Ormianina w starciu o tymczasowe złoto? Tutaj właśnie otwiera się szansa przed Mateuszem Gamrotem!
Jeśli Polak rozprawi się efektownie z Danem Hookerem – a jest zdecydowanym bukmacherskim faworytem walki – to z czterema wiktoriami z rzędu będzie miał pełne sportowe i medialne prawo, aby ubiegać się o walkę z Tsarukyanem, zwłaszcza że w 2022 roku Ormianina już pokonał.
– Bez wątpienia muszę skończyć tę walkę przed czasem – powiedział Mateusz na kanale “Klatka po Klatce”. – Wiem, że decyzja sędziowska – jak w poprzedniej walce – kompletnie tutaj nic nie daje albo nie wnosi do mojej gry poza wypłatą i przejściem kolejnego przeciwnika.
– Wiem, że trzeba zrobić dobre show, a najlepiej skończyć walkę przed czasem i z takim nastawieniem tam jadę.
O ile jednak nad Wisłą wszystkie oczy zwrócone będą na Mateusza Gamrota, tak świat z największym zaciekawieniem spogląda na walkę wieczoru gali UFC 305 – dojdzie tam do ociekającej złą krwią konfrontacji na szczycie wagi średniej pomiędzy jej mistrzem Dricusem Du Plessisem i Israelem Adesanyą.
Afrykaner i Nigeryjczyk zdecydowanie sympatią do siebie nie pałają. Wszystko zaczęło się w zeszłym roku, gdy Du Plessis zapowiedział, że zostanie pierwszym prawdziwym mistrzem z Afryki – tj. urodzonym, wychowanym, trenującym i mieszkającym w Afryce. Stwierdzenie to bardzo nie spodobało się mieszkającemu od 20 lat w Nowej Zelandii Adesanyi. W konsekwencji doszło do ostrych medialnych przepychanek – swój finał znajdą one w sobotę w Perth.
Kursy bukmacherskie na starcie Du Plessisa z Adesanyą są niezwykle wyrównane. Obecnie minimalnym faworytem jest Nigeryjczyk. Wraca on co prawda po rocznej przerwie i fatalnej porażce z Seanem Stricklandem, ale wydaje się, że pod kątem technicznym i szybkościowym stoi o poziom wyżej od Afrykanera. Tego ostatniego wyróżnia jednak wszechstronność, agresja, presja, ciężkie pięści i niezłomny charakter do walki. Takie atuty jak najbardziej mogą wystarczyć do pokonania Adesanyi.