Skip to main content

Majestatycznie zapowiada się sobotnia gala UFC 299, która odbędzie się w Miami – nie tylko z powodu występu dwóch polskich zawodników.

Rozpiska gali UFC 299 zwala z nóg. Nie brak głosów, że jest to najlepsza tegoroczna karta walk, który dystansuje nawet jubileuszowe UFC 300. Patrząc na zestawione pojedynki, trudno się temu dziwić.

Wydarzenie zwieńczy rewanżowe starcie na szczycie kategorii koguciej pomiędzy Seanem O’Malleyem i Marlonem Verą. Dla Amerykanina będzie to pierwsza obrona tytułu po tym, jak w zeszłym roku rozsiadł się na tronie, nokautując Aljamaina Sterlinga.

Do pierwszej walki obu zawodników doszło w 2020 roku. Vera pokonał wówczas O’Malleya przez techniczny nokaut w rundzie pierwszej – wszystko w następstwie uszkodzenia nogi Amerykanina srogimi kopnięciami. Do dzisiaj jest to jedyna porażka w karierze Amerykanina.

Przed rewanżem bukmacherzy zdecydowanie faworyzują O’Malleya. Owszem, jest to wybitny kontruderzacz, który jest też niebywale szybki, ale trudno tutaj mimo wszystko skreślać Verę – to niezwykle odporny i charakterny zawodnik, który jeszcze nigdy w karierze nie przegrał przed czasem. Uderza i kopie bardzo mocno.

Jeszcze ciekawiej zapowiada się co-main event gali. Tamże zaprawiony w bojach weteran Dustin Poirier stanie do walki z rozpędzonym nieprawdopodobną serią pięciu aż zwycięstw przed czasem Benoitem Saint-Denisem.

Pojedynek ten stoi pod znakiem zmiany warty. To konfrontacja doświadczenia z młodością. Sklasyfikowany na 3. miejscu w rankingu wagi lekkiej Amerykanin nie ma tutaj szczególnie dużo do ugrania, a na szali stawia bardzo dużo. Jeśli przegra, prawdopodobnie na dobre już wypadnie z rozgrywki o tytuł mistrzowski kategorii lekkiej.

Co ciekawe, to francuski rębajło jest tutaj faworytem – i to sporym. Owszem, to duży, silny, wszechstronny i niezwykle agresywnie usposobiony zawodnik, który szczególnie w obszarze walki na chwyty może mieć przewagę, ale… Poirier przeżuwa go i wypluwa pod kątem doświadczenia oraz szermierki na pięści i kopnięcia. Jeśli utrzyma walkę na nogach, Amerykanin mocno zwiększy swoje szanse na wiktorię.

Z nadwiślańskiej perspektywy najciekawiej zapowiadają się dwa inne pojedynki – te, w których wystąpią polscy zawodnicy.

W karcie przedwstępnej wydarzenia swój piąty pojedynek w limicie kategorii średniej stoczy Michał Oleksiejczuk, który wcześniej rywalizował w 205 funtach. Tym razem “Husarz” stanie naprzeciwko rozpędzonego serią aż sześciu kolejnych zwycięstw Michela Pereiry.

Obaj zawodnicy preferują walkę w stójce, choć walczą zupełnie inaczej. Polak to wywierający morderczą presję bokser, którego wyróżniają agresja oraz ciężkie i szybkie ręce. Z kolei Brazylijczyk to prawdziwy oktagonowy szatan – miota się po klatce jak szalony, nieustannie mieszając ustawienie i poszukując różnorodnych – nierzadko ekwilibrystycznych – ataków.

Presja ze strony Michała może okrutnie utrudnić pracę faworyzowanemu delikatnie przez bukmacherów Michelowi, ale nie ulega wątpliwości, że Polak będzie musiał mieć się na baczności – Brazylijczyk atakuje bowiem dynamicznie i kreatywnie.

Z kolei w karcie wstępnej swój dziewiąty pojedynek pod sztandarem UFC stoczy nieukrywający mistrzowskich aspiracji Mateusz Gamrot. Sklasyfikowany na 6. miejscu w rankingu wagi lekkiej Polak stanie naprzeciwko okupującego 11. pozycję Rafaela dos Anjosa – byłego mistrz 155 funtów oraz pretendenta do pasa w wadze półśredniej.

Pod kątem rankingowym “Gamer” nie ma tutaj dużo do zyskani – za to stracić może dorobek ostatnich lat. Zwycięstwo pozwoli utrzymać się naszemu zawodnikowi w okolicach rozgrywki mistrzowskiej, ale porażka praktycznie go z niej wyrzuci na kilka co najmniej starć.

Mateusz jest zdecydowanym faworytem zawodów – jednym z największych w całej rozpisce. Owsze, Rafael to nadal zawodnik twardy, charakterny i sprawny w każdej płaszczyźnie, ale na karku ma już 39 lat. Nie jest żadną tajemnicą, że złote lata kariery ma już dawno za sobą, podczas gdy Polak znajduje się u szczytu formy.

Related Articles