Sobotnia gala UFC 285 w Las Vegas – naznaczona powrotem do oktagonu Jonesa Jonesa – zapowiada się fantastycznie.
Wieczorem w Las Vegas końca dobiegnie bezkrólewie w kategorii ciężkiej UFC, które zapanowało na początku roku – a to za sprawą opuszczenia szeregów UFC przez byłego już mistrza Francisa Ngannou. Kameruńczyk nie doszedł do porozumienia z Daną Whitem i spółką na temat przedłużenia umowy, wobec czego podziękowano mu za współpracę. Tron 265 funtów opustoszał.
W następstwie rozstania z kameruńskim “Predatorem” do walki o tytuł mistrzowski kategorii ciężkiej matchmakerzy UFC desygnowali byłego dominanta kategorii półciężkiej Jona Jonesa i byłego tymczasowego “czempiona” 265 funtów Ciryla Gane. Ich starcie zwieńczy sobotnią galę UFC 285 w T-Mobile Arenie.
Debiutujący w wadze ciężkiej “Bones” nie był widziany w akcji od trzech lat. Jego długi rozbrat z oktagonem wynikał z braku motywacji do dalszej rywalizacji z zawodnikami z kategorii półciężkiej oraz niesatysfakcjonujących go warunków finansowych. Amerykanin przez wiele miesięcy przygotowywał też swoje ciało do startów w kategorii ciężkiej, przybierając mocno na masie.
Ciryl Gane zawodowo walczy od niespełna pięciu lat, a pod sztandarem UFC od czterech. Zrobił prawdziwą furorę w oktagonie amerykańskiego giganta, zwyciężając siedem pierwszych walk i tym samym sięgając po tymczasowy tytuł mistrzowski. Na początku zeszłego roku w unifikacyjnym starciu z Francisem Ngannou doznał jednak pierwszej zawodowej porażki, skontrolowany zapaśniczo przez Kameruńczyka. Kilka miesięcy później powrócił na zwycięskie tory, demolując przed własną publicznością w Paryżu Taia Tuivasę.
– Trudno powiedzieć, jak to się wszystko potoczy – stwierdził Jon Jones, zapytany o prognozę na walkę w rozmowie z RMC Sport. – Jakkolwiek jednak będzie, jestem gotowy.
– Jeśli trzeba będzie robić kickboxing przez cały wieczór, uważam, że wygram w stójce. Jeśli skończy się tak, że pójdę w zapasy, pokonam go na dole. Gdziekolwiek trafi walka, będę gotowy.
– Uważam, że z całą pewnością posiadam w tej walce dużą przewagę grapplerską. Widziałem porażkę Ciryla z Francisem Ngannou. Francis był w stanie go obalać, trzymać na dole, kontrolować. Jeśli ja przewrócę Ciryla, na nogi już nie wróci.
Pomimo 3-letniej absencji i debiutu w nowej kategorii wagowej niewielkim faworytem zawodów jest Jon Jones. Wydaje się, że najprostsza droga do zwycięstwa Amerykanina prowadzi przez zapasy i parter, ale… Co stanie się, jeśli Ciryl Gane będzie w stanie powstrzymywać zapaśnicze zapędy “Bonesa”, jak czynili to chociażby jego ostatni rywale? A w szermierce na pięści i kopnięcia to Francuz powinien rozdawać kart.
W Las Vegas nie zabraknie też bardzo mocnego wątku polskiego. Do oktagonu powróci bowiem najlepszy polski lekki Mateusz Gamrot, który zastąpi kontuzjowanego Dana Hookera w starciu z Jalinem Turnerem. Dla sklasyfikowanego na 7. miejscu w rankingu “Gamera” będzie to szansa na powrót na zwycięskie tory po zeszłorocznej porażce z Beneilem Dariushem, która zatrzymała jego serię czterech kolejnych wygranych.
Okupujący 10. pozycję w klasyfikacji Jalin Turner ostatnimi czasy prezentuje się wybornie. Może pochwalić się serią aż pięciu zwycięstw, wszystkimi przed czasem. To doskonały specjalista od kickboxingu, który posiada rewelacyjne – jak na wagę lekką – gabaryty, z których potrafi robić kapitalny użytek.
Bukmacherzy większych wątpliwości jednak nie mają, wyraźnie faworyzując Mateusza Gamrota. Na papierze rzeczywiście wydaje się, że zapaśniczo-parterowe szlify Polaka mogą okazać się dla niezachwycającego pod kątem obrony przed obaleniami Amerykanina przeszkodą nie do sforsowania. Jak jednak będzie, przekonamy się wczesnym niedzielnym rankiem czasu polskiego.