Skip to main content

Po dziesięciu pierwszych walkach gala UFC 282 zapowiadała się na jedną z najlepszych w tym rok – a może i w historii organizacji! – ale ostatecznie pozostał po niej spory niesmak. Wszystko za sprawą dwóch wieńczących ją starć.

Nieprawdopodobne rzeczy działy się w sobotni wieczór w T-Mobile Arenie w Las Vegas. W pierwszych dziesięciu pojedynkach sędziowie punktowi byli bezrobotni – wszystkie skończyły się bowiem przed czasem. Widzieliśmy siedem nokautów i trzy poddania.

W konfrontacji dwóch niepokonanych zawodników na otwarcie karty głównej wydarzenia Ilia Topuria zdeklasował Bryce’a Mitchella. Hiszpański Gruzin powstrzymał zapaśniczo-parterowe zapędy Amerykanina, okrutnie rozbijając go w stójce. W drugiej rundzie skończył wymęczonego już Mitchella trójkątem rękami, odnosząc już piąte zwycięstwo w oktagonie UFC. Tym samym “El Matador” dołącza do mistrzowskiej rozgrywki w wadze piórkowej.

Fantastyczne widowisko dali były mistrz KSW Dricus Du Plessis i były pretendent do złota UFC Darren Till. Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę. Ostatecznie jednak Afrykaner w trzeciej odsłonie poddał zdecydowanie ustępującego mu w walce na chwyty Brytyjczyka duszeniem zza pleców, odnosząc tym samym najcenniejsze zwycięstwo w sportowej karierze. Du Plessis może teraz pochwalić się nieskazitelnym bilansem 4-0 w oktagonie UFC, śmiało spoglądając w kierunku tronu wagi średniej.

Co-main event wydarzenia pomiędzy ociekającym medialnym zgiełkiem Paddym Pimblettem i solidnym rzemieślnikiem w osobie Jareda Gordona okazał się kompletnym niewypałem. Nie dość, że walka nie porwała, to po jej zakończeniu pojawiły się ogromne kontrowersje związane z werdyktem sędziowskim. Punktowi wskazali bowiem jednogłośnie na Brytyjczyka, podczas gdy zdecydowana większość fanów oraz ekspertów większych i mniejszych w roli zwycięzcy widziała Jareda Gordona.

W starciu wieńczącym galę, na szali którego znalazł się zdany przez Jiriego Prochazkę pas mistrzowski wagi półciężkiej, rękawice skrzyżowali Jan Błachowicz i Magomed Ankalaev.

Pierwsze trzy rundy toczonej w niespiesznym tempie walki należały do polskiego zawodnika. O ile w obszarze pięściarskim Dagestańczyk nie odstawał – a może nawet delikatnie przeważał – to w aspekcie kopnięć nie miał nic do powiedzenia. Polak raz za razem masakrował jego nogi atomowymi niskimi kopnięciami. W trzeciej rundzie wydawało się wręcz, że już nic nie odbierze Błachowiczowi zwycięstwa – Ankalaev ledwie już bowiem się poruszał.

A jednak! Dagestańczyk broni nie złożył, skutecznie zaprzęgając do działania zapasy. Dzięki nim wygrał rundy czwartą i piątą – tę ostatnią w dominującym stylu.

Wydawało się po zakończeniu zawodów, że to Ankalaev przejmie mistrzowski tron, ale sędziowie punktowi zgodni nie byli. Jeden wypunktował walkę dla Polaka, drugi dla Dagestańczyka, a trzeci orzekł remis. Tym samym pojedynek zakończył się niejednogłośnym remisem, co oznacza, że bezkrólewie w 205 funtach trwa w najlepsze.

Frustracji polsko-rosyjską walką nie ukrywał podczas konferencji prasowej po gali sternik UFC Dana White, który określił ją mianem “fatalnej”. Frontman UFC obwieścił też, że ani Błachowicz, ani Ankalaev o tytuł mistrzowski walczyć teraz nie będą. Do pojedynku o pas desygnował Glovera Teixeirę i Jamahala Hilla, którzy skrzyżują rękawice w ramach styczniowej gali UFC 283 w Rio de Janeiro.

Related Articles