Pierwotnie w walce wieczoru sobotniej gali UFC 279 w Las Vegas Nate Diaz miał skrzyżować rękawice z Khamzatem Chimaevem, ale starcie to – i dwa inne! – zostało w ostatniej chwili odwołane.
Na dzień przed galą UFC 279 doszło do prawdziwego trzęsienia ziemi w jej rozpisce – zmieniono bowiem trzy najważniejsze walki wydarzenia! Wszystko za sprawą Khamzata Chimaeva, który podczas piątkowego ważenia przekroczył ustalony limit kategorii półśredniej na walkę z Natem Diazem o – bagatela! – 7,5 funta! Mając zaś na uwadze, że Amerykanin formalności dopełnił, w limicie się mieszcząc, oczywistym stało się, że do jego starcia z Czeczenem nie dojdzie. Dana White i spółka nie mieli wyboru, jeśli chcieli, aby Nate Diaz zawitał do oktagonu – a bardzo tego chcieli. Kompletnie w rezultacie przemeblowali rozpiskę gali.
W konsekwencji roszad w walce wieczoru UFC 279 naprzeciwko Nate’a Diaza stanął również zaprawiony w bojach Tony Ferguson, który pierwotnie miał walczyć z Jingliangiem Li. Dla Chińczyka wyszykowano natomiast Daniela Rodrigueza, który z kolei miał pójść w tany z Kevinem Hollandem. Wreszcie tego ostatniego w co-main evencie gali zestawiono właśnie z usuniętym z walki z Natem Diazem Khamzatem Chimaevem.
Oznaczało to, że misterny plany Dany White’a, aby w blasku sławy odchodzącej gwiazdy – bo dla Nate’a Diaza sobotnie starcie było ostatnim w kontrakcie z UFC – wypromować namaszczonego na “next big thing” Khamzata Chimaeva, runął jak domek z kart. Oczywistym było bowiem, że pod kątem stylu walki Ferguson to bez porównania korzystniejszy przeciwnik dla Diaza aniżeli Chimaev.
Pomimo tego stocktończyk był jednak minimalnym bukmacherskim underdogiem zawodów. Jak udowodniła walka – niesłusznie. Ferguson okrutnie okopał co prawda wykroczną nogę Diaza, ale ten wywierał metodyczną presję, rozdając karty przede wszystkim pod kątem bokserskim. Porozbijany już “El Cucuy” w czwartej rundzie poszukał desperackiego nieco obalenia – pierwszego w tym pojedynku – i od razu został za to skarcony. Diaz zapiął bowiem piekielnie ciasną gilotynę, zmuszając Fergusona do poddania walki.
LEGENDS! #UFC279 pic.twitter.com/eSZt320D5O
— UFC (@ufc) September 11, 2022
Tym samym legendarny badboy ze Stockton zakończył przygodę z UFC na swoich własnych warunkach – i w glorii zwycięzcy. Jak tajemniczo zapowiedział po walce, zamierza teraz podbić inną dyscyplinę, by następnie być może powrócić pod sztandar UFC.
Nie zawiódł też Khamzat Chimaev, który w T-Mobile Arena, gdzie odbywała się gala, zdecydowanie sympatią wśród fanów tam zgromadzonych się nie cieszył. Czeczen był okrutnie wygwizdywany przed walką, w jej trakcie oraz po jej zakończeniu.
Nie sposób natomiast nie oddać Czeczenowi, że w oktagonie dał po raz kolejny prawdziwy popis MMA. Od razu wściekle rzucił się na Kevina Hollanda, dominując go w parterze i w nieco ponad dwie minuty poddając. Być może zatem z uwagi na przestrzelenie wagi i specyficzną medialną maskę, jaką zawsze zakłada, Chimaev stracił w ten weekend wielu kibiców, ale z całą pewnością zyskał masę nienawistników, gotowych wyłożyć każde pieniądze, by zobaczyć, jak dostaje lanie. A jako że dla sportowców nie ma nic gorszego niż obojętność fanów, to Czeczen narzekać nie może. Został oficjalnie namaszczony na “tego złego”.
Relentless!
Who next for @KChimaev after that performance at #UFC279?! pic.twitter.com/HVLnzRba6I
— UFC Europe (@UFCEurope) September 11, 2022
Bez kontrowersji nie obyło się w starciu Jinglianga Li z Danielem Rodriguezem. Amerykanin wygrał bowiem niejednogłośną decyzją sędziowską, choć masa fanów oraz ekspertów większych i mniejszych widziała w oktagonie wiktorię Chińczyka.