Sobotnia gala UFC 276 miała swoje dobre – a nawet świetne – momenty, ale z uwagi na marne widowisko, jakim okazał się pojedynek ją wieńczący, na długo w pamięci fanów nie zapadnie.
W walce wieczoru, na szali której znalazł się tytuł mistrzowski kategorii średniej, Israel Adesanya – zdecydowany bukmacherski faworyt – zapowiadał prawdziwy koncert destrukcji, ale… Na zapowiedziach się skończyło. Jego starcie z Jaredem Cannonierem okazało się bowiem przeraźliwie nudnym widowiskiem.
Żaden z zawodników na przestrzeni 25 minut nie był w stanie trafić mocnym, soczystym uderzeniem, aby naruszyć przeciwnika. Tempo walki było ślamazarne, ostrych wymian było jak na lekarstwo. Wykorzystując przewagę gabarytów i mobilność, nigeryjski mistrz trafiał częściej – głównie niskimi kopnięciami i ciosami prostymi – ostatecznie jednogłośnie zwyciężając na kartach sędziowskich. Ogłoszeniu werdyktu towarzyszyły jednak gwizdy fanów – przynajmniej tych, którzy pozostali na trybunach T-Mobile Arena, bo część z nich opuściła swoje miejsca przed piątą rundą.
#AndStill @stylebender pic.twitter.com/Szm1rOGayz
— danawhite (@danawhite) July 3, 2022
Podczas konferencji prasowej po gali mogący pochwalić się pięcioma obronami tronu Nigeryjczyk tłumaczył, że nie był to jego dzień. Zaznaczył jednak, że nawet w swojej najgorszej formie pokonuje najmocniejszych przeciwników, jacy stają naprzeciwko niego.
Nieco wcześniej wyłoniony został kolejny rywal dla nigeryjskiego mistrza. W starciu uważanym za eliminator do titlehsota brazylijski kickbokser Alex Pereira znokautował w pierwszej rundzie Seana Stricklanda, odnosząc trzecie zwycięstwo z rzędu w oktagonie amerykańskiego giganta.
Adesanya zapowiedział, że jest w pełni gotowy na trzecią konfrontację z Pereirą – trzecią, bo za czasów startów kickbokserskich obaj mieli okazję dwukrotnie się mierzyć. Obie walki padły wówczas łupem reprezentanta Kraju Kawy, który pierwszą wygrał na punkty, a drugą przez bardzo ciężki nokaut. Nie ulega zatem wątpliwości, że trylogii, która odbędzie się już w formule MMA, towarzyszyć będzie dodatkowy smaczek.
W co-main evencie gali mistrz wagi piórkowej Alexander Volkanovski dał prawdziwy 25-minutowy koncert w trzecim starciu z Maxem Hollowayem. Australijczyk rozdawał karty od pierwszej do ostatniej sekundy pojedynku, pozostając nieuchwytnym dla Hawajczyka, którego samo mocno rozbił. Werdykt był formalnością. Wszyscy sędziowie wskazali zgodnie na Volkanovskiego w stosunku 3 x 50-45. Tym samym australijski mistrz najprawdopodobniej raz na zawsze zamknął rozdział swojej kariery pod tytułem “Max Holloway”. Trudno bowiem spodziewać się, aby przy wyniku 3-0 dla Australijczyka kiedykolwiek zestawiono czwarte starcie.
#AndStill @alexvolkanovski pic.twitter.com/26UUBguog8
— danawhite (@danawhite) July 3, 2022
Nie widząc przed sobą kolejnych wyzwań w wadze piórkowej, Alexander Volkanovski celuje teraz w migrację do 155 funtów, aby tam sięgnąć po drugi pas mistrzowski. Sternik UFC Dana White zdążył już zapowiedzieć, że chętnie spełni życzenie to Australijczyka, ale w wadze lekkiej murowanymi kandydatami do walki o zakończenie panującego tam od dwóch miesięcy bezkrólewia są były mistrz Charles Oliveira i kompan Khabiba Nurmagomedova Islam Makhachev. Czy któremuś z nich Volkanovski pokrzyżuje szyki?
Najwięcej emocji zgromadzonym w Las Vegas fanom dali z kolei Robbie Lawler i Bryan Barberena. Obaj zawodnicy niemiłosiernie okładali się w półdystansie, walcząc w zawrotnym tempie. Ostatecznie w drugiej rundzie Barberena przełamał byłego mistrza 170 funtów, zwyciężając przez techniczny nokaut. Za świetne widowisko obaj otrzymali $50-tysięczny bonus w ramach Walki Wieczoru.
W starciu dwóch zaprawionych w bojach weteranów, Jima Millera i Donalda Cerrone, lepszy okazał się ten pierwszy, poddając rywala gilotyną w drugiej rundzie. Po zakończeniu pojedynku Kowboj, dla którego była to już szósta przegrana z rzędu, ogłosił zakończenie kariery.