Skip to main content

Bukmacherscy faworyci dopełnili formalności, chciałoby się rzec po karcie głównej gali UFC 272 w Las Vegas.

Wszystkie pięć walk main-cardu sobotniego wydarzenia zakończyło się zwycięstwami zawodników, którzy byli bukmacherskimi faworytami.

W starciu otwierającym kartę główną Sergey Spivak szybko przewrócił niegramotnego w parterze Grega Hardy'ego, ubijając go uderzeniami z góry. Później debiutujący w wadze półśredniej – wcześniej wojował w średniej – Kevin Holland znokautował w drugiej rundzie zawodów Alexa Oliveirę.

W ważnym dla układu sił w wadze piórkowej pojedynku niepokonany w zawodowej karierze Bryce Mitchell zdominował zapaśniczo Edsona Barbozę, odnosząc szóste już zwycięstwo z rzędu pod sztandarem UFC. Z kolei w co-main evencie Rafael dos Anjos nie dał najmniejszych szans biorącemu walkę w zastępstwie Renato Moicano, mocno rozbijając krajana na pełnym dystansie.

Nie stwierdzono też niespodzianki w nafaszerowanej niechęcią – nienawiścią? – walce wieczoru, w której po kilku latach werbalnej wojaczki do czynów przeszli w końcu byli przyjaciele z American Top Team a obecnie zaciekli wrogowie, Colby Covington i Jorge Masvidal.

Zgodnie z przewidywaniami ekspertów większych i mniejszych oraz rzeszy fanów, zapasy Covingtona okazały się decydujące. Colby przez pięć rund dominował Jorge w klinczu, w zapasach i w parterze, choć, owszem, w czwartej rundzie Ulicznik z Miami miał swój moment, na milisekundę posyłając rywala na deski. Nie był jednak w stanie go dobić i ostatecznie skończył w roli wyraźnie pokonanego na kartach punktowych.
 

 

Jorge Masvidal znalazł się teraz w trudnym położeniu. Przegrał bowiem trzy ostatnie walki, a na karku ma już 37 lat, co oznacza, że powoli zbliża się do końca swojej długiej kariery. Marzenia o mistrzostwie wagi półśredniej będzie prawdopodobnie zmuszony odstawić na półkę – już na zawsze. Być może natomiast uda mu się jeszcze stoczyć jakąś kasową walkę, na przykład ze sposobiącym się powoli do powrotu Conorem McGregorem?

– Było w tej walce wiele emocji – powiedział z kolei Colby podczas konferencji prasowej po gali. – Kiedyś to był naprawdę mój przyjaciel, a potem okazał się złodziejem, który wbija nóż w plecy i gada bez opamiętania. Jak zawsze, próbował budować jakąś kłamliwą narrację przed walką – bo to kłamca. Złodziej. Trochę zawładnęły więc mną emocje, ale i tak był to dominujący występ.

– Pokazałem, jak mocny jestem. Pokazałem, że nieprzypadkowo jestem numerem jeden na świecie. Nie było dzisiaj nawet prawdziwej walki.

Sytuacja Colby'ego Covingtona jest oczywiście znacznie lepsza, choć wydaje się, że na trylogię z mistrzem Kamaru Usmanem – po dwóch z nim porażkach – będzie musiał jeszcze mocno zapracować. Pierwszym krokiem w tym kierunku może okazać się starcie z Dustinem Poirierem, którego Chaos wyzwał do walki po pokonaniu Jorge Masvidala. Rzecz jednak w tym, że Luizjańczyk ma na horyzoncie kasowe starcie z Natem Diazem, a poza tym na co dzień rywalizuje w kategorii lekkiej.

Miło występu w Las Vegas wspominał nie będzie Michał Oleksiejczuk, którego starcie z Dustinem Jacobym otworzyło galę UFC 272. Polski półciężki wygrał co prawda pierwszą rundę walki z Amerykaninem, ale później opadł z sił – zaliczył nawet deski na początku drugiej – i ostatecznie skończył zawody na tarczy, pokonany jednogłośną decyzją sędziowską.

Seria dwóch zwycięstw Husarza dobiegła tym samym końca. Marzenia o awansie do czołowej piętnastki kategorii półciężkiej Polak będzie musiał odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość – o ile zdecyduje się kontynuować karierę w 205 funtach, bo z uwagi na niezachwycające gabaryty od dawna wysyłany jest do kategorii średniej.

Related Articles