W walce wieczoru gali UFC 270 w Anaheim Francis Ngannou obronił tytuł mistrzowski kategorii ciężkiej przed zakusami Ciryla Gane, choć dokonał tego w nieoczekiwany sposób.
Ze świecą szukać na świecie ekspertów większych i mniejszych oraz fanów, którzy prognozowaliby przed UFC 270, że Francis Ngannou pokona Ciryla Gane na pełnym dystansie. Kameruńczyk słynął bowiem zawsze z ciężkich pięści i niezachwycającej kondycji, podczas gdy Francuz wyróżniał się żelaznymi płucami. Wydawało się wobec tego, że jeśli Francis wygra, to przez nokaut na początku zawodów. Tymczasem oktagon w najmniejszym stopniu nie odzwierciedlił tego, co "na papierze" wydawało się oczywiste.
W pierwszych dwóch rundach taktycznie usposobiony Bon Gamin był skuteczniejszy w szermierce na pięści, dobrze wykorzystując przewagę szybkości i ruchliwości. Punktował, unikając rozpuszczanych co jakiś czas przez Predatora "wiatraków".
Le Bon Gamin déroule son plan
Quelles sont vos notes au deuxième round ?
Regardez l’#UFC270 EN DIRECT sur @RMCSport 2 pic.twitter.com/cZP3TQJevW— UFC France (@UFCFRA) January 23, 2022
Jednak w trzeciej odsłonie Kameruńczyk znalazł sposób na przejęcie sterów walki w swoje ręce. Zaprzągł mianowicie do działania… zapasy! Wykorzystując swoją gargantuiczną siłę, przewracał Francuza, kontrolując go z góry. Co prawda w piątej, decydującej rundzie to Bon Gamin obalił Predatora, ale popełnił z góry okrutny błąd, czając się na skrętówkę. W konsekwencji oddał dominującą pozycję, kończąc na plecach, gdzie skupiony na kontroli Ngannou utrzymał go do końca zawodów.
RT si tu n'aimerais pas être à la place de @ciryl_gane
❤️ Si tu mens #UFC270 pic.twitter.com/0CrjKKLWE5— UFC France (@UFCFRA) January 23, 2022
Werdykt sędziowski był formalnością. Wszyscy punktowi wskazali na zapaśniczo usposobionego Kameruńczyka.
Przyszłość Ngannou pod sztandarem UFC stoi jednak pod sporym znakiem zapytania. Starcie z Francuzem było bowiem ostatnim w jego umowie z amerykańskim gigantem. Co prawda jego zwycięstwo uruchomiło klauzulę mistrzowską, która obejmuje trzy kolejne starcia, ale… Kontrakt ten dobiega końca w grudniu tego roku, a Kameruńczyk zdążył już zapowiedzieć, że na obowiązujących warunkach więcej w oktagonie walczyć nie zamierza.
– Nie chodzi tylko o pieniądze – zapewnił podczas konferencji prasowej po gali. – Oczywiście pieniądze to też część problemu, ale chodzi też o warunki kontraktu, na które się nie zgadzam. Nie uważam, aby to było uczciwe. Nie czuję się jak wolny człowiek. Nie czuję, żebym był traktowany dobrze.
– Szkoda, że jestem w takim położeniu i muszę o tym mówić publicznie. Uważam, że każdy powinien mieć prawo, aby dążyć do tego, co jest dla niego najlepsze. Koniec końców, ciężko w tej robocie pracujemy i narażamy nasze ciała na szwank, więc powinniśmy współpracować na uczciwych i prostych warunkach.
Nie jest żadnym sekretem, że Francisowi Ngannou zależy też na klauzuli, która umożliwiałaby mu występu w boksie, gdzie mógłby zarobić gigantyczne pieniądze. Od dłuższego bowiem czasu Kameruńczyk droczy się medialnie z zapraszającym go w pięściarskie tany i kuszącym bajecznymi pieniędzmi Tysonem Furym.
Czy jednak UFC i Ngannou dojdą do porozumienia? Mając na uwadze, że sternik amerykańskiej organizacji Dana White zdecydowanie kontent ze zwycięstwa Kameruńczyka nie był – nie założył mu tradycyjnie na biodra pasa mistrzowskiego, ani nie pojawił się na konferencji prasowej, natychmiast po walce opuszczając arenę – sprawa wydaje się mocno skomplikowana.
Na nudę nie dało się narzekać w co-main evencie UFC 270, gdzie po raz trzeci spotkali się występujący tym razem w roli mistrza wagi muszej Brandon Moreno i pretendent Deiveson Figueiredo. Po zaciętym, wyrównanym pojedynku lepszy na kartach punktowych okazał się Brazylijczyk, odzyskując tym samym odebrany mu w zeszłym roku przez Meksykanina tron.
@Daico_Deiveson vence a Brandon Moreno por decisión unánime en una pelea muy cerrada #UFC270 pic.twitter.com/tdRmleBzcO
— UFC Español (@UFCEspanol) January 23, 2022
Na wyróżnienie zasłużyli też Said Nurmagomedov, który ekspresowo poddał Cody'ego Stamanna, Michael Morales, który w debiucie znokautował Trevina Gilesa, oraz Jack Della Maddalena, który także w debutanckim występie w UFC koncertowo rozstrzelał Pete'a Rodrigueza.