Skip to main content

Hat-tricka nie ustrzelono – polscy zawodnicy, którzy wystąpili w oktagonie w ramach sobotniej gali UFC 267 w Abu Zabi, skończyli z bilansem 1-2.

 

Nie będą nadwiślańscy fani MMA miło wspominać walki wieczoru gali UFC 267, która odbyła się w sobotę w Abu Zabi. Miło nie zapamięta jej też były już mistrz kategorii półciężkiej Jan Błachowicz. Po bardzo słabym występie faworyzowany Polak przegrał bowiem z Gloverem Teixeirą, tracąc tytuł mistrzowski.

 

Cieszyński Książę został przewrócony na samym początku zawodów, całą niemal pierwszą rundę spędzając na plecach. Tam przyjął ultra-defensywą taktykę, starając się za wszelką cenę zneutralizować jakąkolwiek ofensywę ze strony Brazylijczyka. I rzeczywiście, rundę przegrał, ale większych obrażeń nie doznał.

 

W pierwszych minutach drugiej odsłony Błachowicz prezentował się lepiej. Wybronił się przed kilkoma próbami zapaśniczymi ze strony Teixeiry, w stójce trafiając częściej. Notorycznie cofał się jednak w linii na siatkę, gdzie w końcu zainkasował potężną bombę lewym sierpem. Nasz zawodnik zachwiał się, ale pozostał na nogach. Ba! Odpowiedział nawet dobrą kombinacją, odrobinę wstrząsając Brazylijczykiem.

Jednak cofnąwszy się ponownie na siatkę, poszukał kimury w odpowiedzi na próbę obalenia ze strony Teixeiry. Skończył na plecach, bez kimury. Brazylijczyk szybko przedarł się do dosiadu, a nasz zawodnik natychmiast oddał plecy. Ledwie Teixeira przełożył rękę pod jego brodą, zapinając duszenie, Cieszyński Książę odklepał.

 

Niespodzianka – sensacja? – stała się faktem. Wyraźnie faworyzowany przed walką Polak po 13 miesiącach spędzonych na tronie wagi półciężkiej został z niego zrzucony przez 42-letniego już Brazylijczyka.

– Wydaje mi się, że formę zostawiłem w pokoju hotelowym – powiedział cieszynianin podczas konferencji prasowej po gali. – Nie wiem. Dzisiaj nie byłem mistrzem. On nim był. Jest nim.

 

– Na pewno jednak coś było nie tak – stwierdził. – Nie byłem sobą. Ale nie chcę się tłumaczyć. Zlał mnie. Wszyscy to widzieliście. Jest, jak jest.

 

Jan Błachowicz zapewnił natomiast, że broni składać nie zamierza. Celuje w powrót do oktagonu w marcu przyszłego roku i wierzy, że powtórnie utoruje sobie drogę do walki o najwyższe laury.

– To nie koniec – zagwarantował Jan. – Nie jestem mięczakiem. Nigdzie indziej się nie wybieram. Na pewno wrócę.

 

– Muszę odpocząć, trochę to przemyśleć. Na pewno jednak wrócę. Nie jestem mięczakiem i tchórzem. Nie ucieknę. Zobaczycie mnie jeszcze w oktagonie ponownie.

 

Sobotniego wieczoru w Abu Zabi do miłego nie zaliczy też Marcin Tybura. Będący sporym bukmacherskim underdogiem w starciu z Alexandrem Volkovem Polak przegrał bowiem jednogłośną decyzją.

 

Uniejowianin miał co prawda swoje momenty – szczególnie w drugiej rundzie – ale pomimo notorycznych prób nie był w stanie przenieść walki do parteru. W stójce natomiast to Rosjanin prezentował się nieco lepiej, pomimo iż walczył cały czas ze wstecznego.

Jedynym polskim zwycięzcą w Abu Zabi okazał się Michał Oleksiejczuk. Kapitalnie dysponowany Husarz od pierwszych sekund pojedynku z niepokonanym wcześniej Shamilem Gamzatovem wywarł morderczą presję, zmuszając Dagestańczyka do coraz bardziej chaotycznego miotania się po oktagonie.

 

Obiwszy mocno korpus Gamzatova, nasz zawodnik jeszcze w pierwszej rundzie wyraźnie zmęczonego już rywala ustrzelił soczystym podbródkiem, dzieła zniszczenia dopełniając uderzeniami z góry.

Michał Oleksiejczuk odniósł tym samym drugie zwycięstwo z rzędu. Jego bilans pod sztandarem UFC wynosi obecnie 4-2. Aż trzy walki wygrał przez nokauty w pierwszych rundach.

 

– Uważam, że to była moja najlepsza dyspozycja – powiedział Husarz podczas konferencji prasowej. – Najlepszy obóz przygotowawczy, najlepszy nokaut.

 

– Trenowaliśmy ciosy podbródkowe – powiedział o skończeniu. – To nie jest pierwsza walka, gdzie w ten sposób nokautuję, więc… Było to przygotowane i po prostu zrobiłem to w walce. Instynktownie z timingiem.

 

Reprezentant Akademii Sportów Walki Wilanów celuje teraz w starcie ze sklasyfikowany na 15. miejscu w rankingu Ionem Cutelabą.

 

co-main evencie gali kapitalnie usposobiony Petr Yan po fantastycznym widowisku pokonał na punkty Cory’ego Sandhagena, sięgając po tymczasowy pas mistrzowski wagi koguciej.

 

Furorę w Abu Zabi zrobił ponownie Khamzat Chimaev, który po dominującym występie poturbował, rozbił i poddał w pierwszej rundzie Jinglianga Li, śrubując swój bilans w oktagonie UFC do 4-0.

 

Kapitalnie wypadli także Islam Makhachev, który szybko poskręcał Dana Hookera, odnosząc już dziewiąte zwycięstwo z rzędu, oraz Magomed Ankalaev, który pewnie rozbił na pełnym dystansie Volkana Oezdemira, włączając się tym samym do rozgrywki mistrzowskiej w kategorii półciężkiej.

Related Articles