Skip to main content

Ciryl Gane rozsiadł się na tymczasowym tronie wagi ciężkiej, demolując w walce wieczoru gali UFC 265 Derricka Lewisa.

 

Pomimo ledwie 3-letniego doświadczenia w formule MMA Ciryl Gane był zdecydowanym bukmacherskim faworytem w drodze do starcia z Derrickiem Lewisem, które zwieńczyło sobotnią galę UFC 265 w Houston. I rzeczywiście, pojedynek ten okazał się jednostronnym widowiskiem.

 

Kapitalnie dysponowany Francuz robił w oktagonie z niegramotnym Amerykaninem, co chciał. Od pierwszych sekund narzucił swój styl walki, spychając Czarną Bestię do obrony. Regularnie mieszając ustawienia klasyczne z odwrotnym, przeplatał szybkie ciosy proste na głowę i korpus z kopnięciami na wszystkich poziomach. Dość powiedzieć, że w pierwszej rundzie zawodów Amerykanin trafił jedynie trzema znaczącymi uderzeniami, podczas gdy zainkasował aż dwadzieścia sześć.

 

W drugiej odsłonie szybki jak błyskawica Francuz kontynuował rozbijania oponenta, coraz częściej bombardując jego schaby oraz wykroczną nogę. W rundzie trzeciej Amerykanin był już ranny, mając problemy z poruszaniem się z powodu zainkasowania masy niskich kopnięć. Czując krew, Bon Gamin podkręcił tempo, zasypując porozbijanego i wyczerpanego już na tym etapie walki przeciwnika kanonadą uderzeń. Widząc, że Amerykanin nie jest już w stanie się bronić, sędzia przerwał to nierówne widowisko.

Ciryl Gane sięgnął tym samym po tymczasowy pas mistrzowski królewskiej wagi, torując sobie drogę do pojedynku z urzędującym mistrzem i swoim byłym klubowym kolegą z paryskiego MMA Factory Francisem Ngannou.

 

– To był majstersztyk – powiedział Gane podczas konferencji prasowej po gali. – Dotknął mnie raz albo dwa razy. Trafił mnie palcem w oko i miałem zaburzone widzenie przez całą walkę. Nie było łatwo poradzić sobie z tym, ale myślę, że wykonałem mistrzowską robotę.

 

– Było dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy. Dlatego nawet raz mnie nie dotknął. Za każdym razem rzucał ciosy prawą ręką. Było takich może z dziesięć, ale nigdy nie trafił mnie czysto, bo pracowaliśmy nad tym. Spodziewaliśmy się tego. Dobrze wykonaliśmy nasz plan na walkę.

 

Po wielkim zwycięstwie Francuza głos zabrał też kameruński mistrz.

– Imponujący występ Gane! – zawyrokował Francis Ngannou w mediach społecznościowych. – Teraz jest prawowitym pretendentem. Do zobaczenia wkrótce, chłopcze. Gdy wiesz, to wiesz.

 

Kiedy może dojść do unifikacyjnej walki? Najprawdopodobniej w okolicach grudnia lub stycznia przyszłego roku.

Ponadto bardzo dobre występy w Houston dali legendarny Jose Aldo i nieukrywający mistrzowskich aspiracji w kategorii półśredniej Vicente Luque. Ten pierwszy w co-main evencie pewnie rozbił na pełnym dystansie Pedro Munhoza, a ten drugi poddał w pierwszej rundzie Michaela Chiesę.

Eskapady do Houston miło nie będzie natomiast wspominać Karolina Kowalkiewicz. Polska zawodniczka przegrała z Jessicą Penne przez poddanie w pierwszej rundzie, będąc zmuszoną do odklepania balachy. Dla łodzianki była to już piąta porażka z rzędu pod sztandarem UFC.
 

 

 

– Pęka mi serce – powiedziała Karolina w nagraniu opublikowanym po walce. – Nie będę nikogo przepraszać, że kogoś zawiodłam, bo najbardziej zawiodłam samą siebie. Byłam pewna, że to wygram. I chyba ta pewność mnie zgubiła.

 

– Dziękuję wam wszystkim za wsparcie. Hejterów bardzo proszę o odrobinę empatii. Odpuśćcie mi chociaż przez kilka dni.

 

– Jest ciężko, bo kiedy coś kochasz najbardziej na świecie i to przestaje ci wychodzić, trzeba chyba znaleźć jakąś nową pasję w życiu. I to boli. Po prostu.

 

Niewykluczone jednak, że Polka kolejny pojedynek stoczy mimo wszystko pod banderą amerykańskiego giganta. W niedzielę jej trener i od niedawna mąż Łukasz Zaborowski poinformował bowiem, że sternik organizacji Dana White zapewnił zawodniczkę, że jeśli tylko zechce stoczyć jeszcze jedną walkę, progi oktagonu UFC są dla niej zawsze otwarte.

Related Articles