Skip to main content

Zrobił to! Niewidziany w akcji od stycznia 2019 roku były dwukrotny mistrz kategorii koguciej UFC TJ Dillashaw pokonał Cory’ego Sandhagena, włączając się do rozgrywki o najwyższe laury.

 

Rozdający swego czasu karty w 135 funtach UFC TJ Dillashaw nie był bukmacherskim faworytem przed sobotnim starciem z Corym Sandhagenem, które zwieńczyło galę UFC Fight Night w Las Vegas.

 

Dla 35-letniego już Dillashawa był to bowiem powrót po 2,5-letniej przerwie i zawieszeniu za doping. Jego forma stanowiła dużą zagadkę, podczas gdy Sandhagen mógł się pochwalić dwoma efektownymi zwycięstwami z rzędu.

Pojedynek okazał się jednak niezwykle wyrównany. Już w pierwszej rundzie faworyzowane Sandhagen skrętówką pogruchotał kolano Dillashawa, fundując mu też gigantyczne rozcięcie na łuku brwiowym. Jak zdradził po walce TJ, zalewająca mu oko krew uniemożliwiała widzenie.

Pomimo tych problemów Dillashaw ani na sekundę nie zwalniał tempa. Nacierał, rozpuszczał ręce, okopywał wykroczną nogę Sandhagena, szukał klinczu, obaleń. Oddać jednak trzeba Cory’emu, że radził sobie doskonale – pomimo iż walczył ze wstecznego, oddając pole, trafiał znacznie mocniejszymi uderzeniami. Dość powiedzieć, że raz posłał nawet na deski rywala, który skończył zawody z pokiereszowaną twarzą. Nieustannie polował też na latające kolana i różnego rodzaju obrotowe uderzenia – czy to kopnięcia, czy też backfisty.

 

Po 25 minutach zawodów o wyniku walki decydowali sędziowie punktowi, którzy jednogłośni nie byli. Jeden wskazał na Sandhagena w stosunku 48-47, a dwaj pozostali na Dillashawa także 48-47. Tym samym dwukrotnie dzierżący złoto 135 funtów UFC Killashaw z przytupem włączył się do rajdu o najwyższe cele w dywizji.

 

 

– Niestety po pierwszej rundzie nie mogłem już wynosić i obalać – powiedział podczas konferencji prasowej po gali Dillashaw. – Kilka razy zaszedłem mu za plecy w klinczu, a jestem w tej pozycji naprawdę mocny, ale nie mogłem oprzeć ciężaru ciała na nogach i wynieść go w górę.


 

– Trwałem więc tam, korzystając z kolan, podczas gdy on starał się zrywać uchwyt w pasie. Pechowo wyszło. Próbowałem kilka razy wycinek nożycowych. Próbowałem go wynieść, ale kolano nie dawało rady.

 

– Miałem naprawdę ciężki obóz przygotowawczy. Przez cały obóz nie mogłem nawet sparować. Sparing przed pierwszą walką, która miała odbyć się 8 maja, był bardzo dobry. Byłem w stanie sparować. Podczas drugiego zdrowie mi zdecydowanie nie dopisywało. Najpierw uszkodziłem nerw w stopie. Jeszcze dwa dni temu musiałem trenować w obuwiu.

 

– Zerwałem więzadło boczne w prawym kolanie. Uszkodziłem lewy bark. To był naprawdę ciężki obóz. Oczywiście nie chciałem o tym mówić. Nie chciałem robić żadnych wymówek. Po prostu musiałem tam wyjść. Za długo mnie nie było. Nie było opcji, żebym się wycofał z tej walki.

 

Z werdyktem sędziów nie pogodził się natomiast Cory Sandhagen, nie pozostawiając w tym temacie wątpliwości w rozmowie z ESPN.com pom gali.

 

– Wiem, że naruszyłem go więcej razy, niż on naruszył mnie – stwierdził. – Myślę, że trafiałem znacznie lepszymi uderzeniami. Rozbijałem go z dystansu. Najwyraźniej powinienem był zrobić więcej. Moja wina.

 

– Byłem przekonany, że wygrywałem piątą rundę. Wydawało mi się, że wygrałem ją. Nie wiem. Co mogę zrobić? Wydawało mi się, że dokonałem naprawdę dobrych poprawek w trakcie walki. Co mogę teraz zrobić? Trzeba wyciągnąć wnioski. I tak zostanę mistrzem świata.

 

TJ Dillashaw mierzy teraz w mistrzowskie starcie ze zwycięzcą październikowego rewanżu na szczycie pomiędzy Aljamainem Sterlingiem i Petrem Yanem.

Related Articles