Skip to main content

Spektakularnie zapowiada się najbliższy weekend dla fanów MMA w Polsce i na świecie – a to za sprawą sobotnich gal KSW i UFC.

Weekendowe święto z MMA rozpocznie się w sobotni wieczór w Radomiu, gdzie odbędzie się gala KSW 88 o dźwięcznym podtytule “Bitwa o Radom”. Wszystko z uwagi na walkę wieczoru, w której za bary wezmą się dwaj radomianie, Daniel Rutkowski i Patryk Kaczmarczyk.

Starcie to o istotnym znaczeniu dla układu sił w kategorii piórkowej – być może nawet noszące znamiona eliminatora – stoi pod znakiem zmiany warty. Daniel Rutkowski – były mistrz FEN i Babilon MMA – jest bowiem starszy od Patryka Kaczmarczyka – byłego mistrza Armia Fight Night – o prawie dekadę. Pytanie natomiast, czy do zmiany warty dojdzie?

Bukmacherzy większych wątpliwości nie mają. Wyraźnym faworytem zawodów jest “Rutek”. Mając na uwadze jego doświadczenie oraz umiejętności zapaśnicze, które powinny pozwolić mu na decydowanie o płaszczyźnie, w której będzie toczyć się walka, trudno się tak rozłożonym kursom dziwić. Na papierze rzeczywiście Daniel posiada tutaj więcej atutów. Warto mieć jednak na uwadze, że Kaczmarczyk – jako zawodnik młody – rozwija się z walki na walkę. W sobotę może wejść do klatki uzbrojony w mocniejszy arsenał aniżeli ten, jakim dysponował ostatnio.

Nie oszukujmy się jednak – gala KSW stanowić będzie tylko przystawkę do dania głównego, którym będzie gala UFC 295. Odbędzie się ona w legendarnej nowojorskiej arenie Madison Square Garden i na to właśnie wydarzenie zwrócone będą w sobotę oczy całego świata MMA.

Pierwotnie galę tę miała uświetnić konfrontacja na szczycie kategorii ciężkiej pomiędzy Jonem Jonesem i Stipe Miociciem, ale ten pierwszy nabawił się poważnej kontuzji barku, będąc zmuszonym do wycofania się z zawodów. Z kolei Stipego Miocicia z rozpiski zdjęli matchmakerzy UFC, oszczędzając go na przyszłoroczny powrót “Bonesa”. Zadbano jednak o to, aby zrekompensować fanom, przynajmniej częściowo, odwołanie walki Jonesa z Miociciem. Na niespełna trzy tygodnie przed wydarzeniem do rozpiski dodano konfrontację dwóch idących jak burza ciężkich, Siergieja Pawłowicza i Toma Aspinalla. Na szali rosyjsko-brytyjskiego batalii położono tymczasowy tytuł mistrzowski.

Starcie zapowiada się intrygująco, bo obaj zawodnicy mogą pochwalić się w UFC bilansami 6-1. Obaj też wszystkie zwycięstwa odnieśli przed czasem.

Trudno wskazać tutaj faworyta, co dobrze odzwierciedlają kursy bukmacherskie, wedle których minimalnie więcej szans na zwycięstwo ma Brytyjczyk. Nie ulega natomiast wątpliwości, że atutami Aspinalla będą szybkość, mobilność i wszechstronność. Z kolei Pavlovich ma po swojej stronie ciężkie pięści i pełen obóz przygotowawczy – był bowiem rezerwowym do walki wieczoru, co oznacza, że pozostawał w intensywnym treningu.

Nowojorską galę zwieńczy natomiast konfrontacja o tytuł mistrzowski w kategorii półciężkiej pomiędzy jej byłym “czempionem” Jirim Prochazką i rozdającym swego czasu karty w wadze średniej Alexem Pereirą. Starcie to zapowiada się spektakularnie, bo obaj zawodnicy słyną z oktagonowej przemocy, zdecydowanie w żadne kalkulacje się nie bawiąc.

Jeśli pokona w sobotę Czecha, Brazylijczyk zapisze się na kartach historii UFC jako zawodnik, który potrzebował najmniej walk, aby sięgnąć po tytuły mistrzowskie w dwóch różnych kategoriach wagowych. Starcie z Prochazką będzie bowiem dopiero siódmym w oktagonie dla Pereiry. Aż wierzyć się nie chce, że “Poatan” występuje w UFC od li tylko dwóch lat. Zdążył bowiem w tym czasie dać kilka spektakularnych walk, detronizując między innymi Israela Adesanyę z tronu 185 funtów.

Jiri Prochazka posiada znacznie bogatsze doświadczenie od rywala w formule MMA, ale w oktagonie UFC występował dotychczas tylko trzykrotnie. Dwoma brutalnymi nokautami utorował sobie drogę do mistrzowskiej walki, którą w czerwcu zeszłego roku w dramatycznych okolicznościach wygrał w samej końcówce z Gloverem Teixeirą, notabene przyjacielem, trenerem i sparingpartnerem… Alexa Pereiry!

Także i w przypadku czesko-brazylijskiej potyczki bukmacherzy są “rozdarci”. Aktualnie minimalnym faworytem jest Pereira, ale sytuacja jest tutaj dynamiczna. Nie ulega natomiast wątpliwości, że Brazylijczyk będzie musiał mieć się cały czas na baczności, bo Czech jest nieprzewidywalny i w swoich poczynaniach bardzo kreatywny. Z kolei Prochazka będzie musiał uważać przede wszystkim na lewy sierp Pereiry oraz jego mordercze niskie kopnięcia. Za Brazylijczykiem przemawiają okoliczności zestawienia walki – pozostaje on bowiem cały czas w gazie, walcząc regularnie, podczas gdy dla Prochazki jest to powrót do oktagonu po 17 aż miesiącach przerwy i ciężkiej kontuzji.

Related Articles