Skip to main content

Dwa pojedynki sobotniej gali KSW 66, która odbyła się w Szczecinie, zakończyły się zwycięstwami bukmacherskich underdogów.

O ile wiktoria Donovana Desmae z Łukaszem Rajewskim – Belg efektownie poddał Polaka w drugiej rundzie zawodów – wielkiej sensacji stanowić nie może, to w osłupienie całą nadwiślańską scenę MMA wprawił co-main event KSW 66, w którym mistrz wagi półciężkiej Tomasz Narkun stanął do szóstej obrony tronu, krzyżując pięści z Ibragimem Chuzhigaevem.

Niepokonany od sześciu lat w 93 kilogramach Polak był zdecydowanym bukmacherskim faworytem pojedynku. Debiutujący w KSW Czeczen to bowiem zawodnik, który na co dzień rywalizuje w niższej kategorii wagowej – tej do 84 kilogramów. Wydawało się zatem, że gabaryty Narkuna, jego siła, chaotyczna ale nieprzewidywalna stójka oraz srogi parter zaprowadzą go do zwycięstwa. Nic bardziej mylnego!

Kapitalnie usposobiony Czeczen – niezwykle mobilny, szybki, mocny pięściarsko i dobrze broniący się przed próbami zapaśniczymi Polaka – wygrał trzy z pięciu rund, sensacyjnie detronizując stargardzianina. Po walce zapowiedział marsz po drugi tytuł mistrzowski – kategorii średniej, na którym zasiada Roberto Soldić, opromieniony niedawnym brutalnym nokautem na Mamedzie Khalidovie.

W stojącej na dobrym poziomie walce wieczoru wydarzenia panowanie w 70 kilogramach utrzymał Marian Ziółkowski. Jego starcie z Borysem Mańkowskim było co prawda bardzo bliskie – Tasmański Diabeł też miał sporo dobrych momentów – ale wszyscy trzej sędziowie dwie pierwsze rundy zawodów zgodnie przyznali pretendentowi, a trzy ostatnie mistrzowi. Warszawiak obronił tym samym pas wagi lekkiej po raz drugi w karierze.

Nie wiadomo póki co, kto będzie przeciwnikiem Golden Boya w kolejnym starciu. Pojedynku tego domaga się rozdający karty w kategorii piórkowej Salahdine Parnasse, ale serią trzech zwycięstw może w 70 kilogramach pochwalić się Sebastian Rajewski, także mocny kandydat do walki o złoto.

W Szczecinie pod sztandar KSW powrócił były mistrz wagi średniej i jedna z legend nadwiślańskiego MMA Michał Materla – i to jak! Berserker znokautował w pierwszej rundzie Jasona Radcliffe'a, czym do czerwoności rozpalił fanów zebranych w Netto Arenie.

Co ciekawe, szczecinianin wskazał też rywala, z którym chciałby stoczyć kolejny pojedynek – jego wybór padł na… Roberto Soldicia! Obaj spotkali się po raz pierwszy w listopadzie 2020 roku. Chorwat okrutnie rozbił wówczas Materlę, nokautując go w pierwszej rundzie. Polak wierzy jednak, że stać go na więcej i chciałby to udowodnić w rewanżu.

Natomiast w Las Vegas, gdzie odbyła się gala UFC Fight Night, show skradł Calvin Kattar, który w wieńczącej wydarzenie konfrontacji z niepokonanym wcześniej pod sztandarem amerykańskiego giganta Gigą Chikadze również był sporym bukmacherskim underdogiem.

Rewelacyjnie dysponowany Amerykanin od pierwszych sekund wywarł morderczą presję, kastrując specjalizującego się w kopnięciach Gruzina z miejsca i czasu na ich wyprowadzanie. Giga nie złożył co prawda broni do końca zawodów, pokazując nie lada charakter, ale starcie okazało się bardzo jednostronnym widowiskiem – dominacja rewelacyjnie korzystającego z prostych i łokci – także w kontrze! – Kattara nie podlegała tutaj żadnej dyskusji.
 

Amerykanin pewnie wygrał na pełnym dystansie, powracając na zwycięskie tory po zeszłorocznej porażce z Maxem Hollowayem. Utrzymał się tym samym w rozgrywce o najwyższe laury w kategorii piórkowej UFC.

Related Articles