W sobotę do oktagonu UFC powróci były podwójny mistrz KSW Mateusz Gamrot, który powalczy z Jeremym Stephensem o drugie z rzędu zwycięstwo.
Sobotnia gala UFC Fight Night w Las Vegas zostanie zwieńczona pojedynkiem pomiędzy zawodnikami, którzy nigdy wcześniej nie mieli okazji rywalizować w walce wieczoru – Islamem Makhachevem i Thiago Moisesem.
Pierwotnie galę tę miało uświetnić starcie byłego mistrza 145 funtów Maxa Hollowaya z Yairem Rodriguezem, ale ten pierwszy nabawił się kontuzji wykluczającej go z zawodów. W rezultacie konfrontację Makhacheva z Moisesem promowano do walki wieczoru.
Gigantycznym bukmacherskim faworytem zawodów – zdecydowanie największym w całej rozpisce – jest rozpędzony serią siedmiu zwycięstw klubowy kolega Khabiba Nurmagomedova. Wydaje się, że jego fantastyczne zapasy okażą się przeszkodą nie do pokonania dla Brazylijczyka.
Oczy nadwiślańskiej sceny MMA będą jednak w sobotę zwrócone w innym kierunku – na starcie byłego podwójnego mistrza KSW Mateusza Gamrota z zaprawionym w bojach weteranem UFC Jeremym Stephensem.
Polski zawodnik zadebiutował pod sztandarem amerykańskiego giganta w zeszłym roku, po niezwykle wyrównanym starciu niejednogłośnie ulegając Guramowi Kutateladze. Była to jego pierwsza porażka w zawodowej karierze. Na zwycięskie tory powrócił w kwietniu, nokautując Scotta Holtzmana.
Polish Power!
Can @Gamer_MMA make it 2️⃣ in a row at #UFCVegas31? pic.twitter.com/1NGS47XUAw
— UFC Europe (@UFCEurope) July 15, 2021
35-letni Jeremy Stephens wojuje w UFC od czternastu lat. Ostatnio nie ma za sobą dobrej serii, bo przegrał aż cztery starcia, ale oddać mu trzeba, że mierzył się z naprawdę mocnymi rywalami, każdemu sprawiając sporo problemów. Dla Amerykanina sobotnie starcie będzie stanowić powrót do kategorii lekkiej po ośmiu latach wojaczki w 145 funtach.
&
nbsp;
Lil Heathen, bo taki nosi przydomek, nie był widziany w akcji od ponad roku, choć… W oktagonie miał pojawić się w kwietniu tego roku. Jednak jego pojedynek z Drakkarem Klose został odwołany w ostatniej chwili w niecodziennych okolicznościach. W przeddzień gali podczas spotkania twarzą w twarz Stephens odepchnął bowiem Drakkara tak mocno, że ten nabawił się kontuzji eliminującej go z występu – i walkę odwołano.
– To dla mnie cięższe zestawienie niż walka z Drakkarem – powiedział Jeremy w rozmowie z MMAJunkie.com na temat zestawienia z Mateuszem. – Gamrot to bardzo mocny gość. Gość od MMA. Uderzacz, który w głębi serca jest zapaśnikiem. Chce cię przewracać, wygrać decyzją, ale jest sprawny i gotowy do walki. I to mi się podoba, bo chcę czegoś, co będzie zrywało mnie codziennie z łóżka i mówiło „idź i zapierniczaj, bo masz przed sobą młodego, głodnego gościa, który chce ci odebrać to, na co pracowałeś przez ostatnie lata”.
– Nadal jest we mnie głód. Nie powiedziałbym, że żałuję (odepchnięcia Klose), ale tamtego wieczoru, gdy miałem walczyć i oglądałem, jak walczą moi koledzy i inni zawodnicy… Moje ciało wyrywało się do walki. Moja dusza chce cholernego zwycięstwa. Nie chcę pieniędzy. Pieniądze są dla rodziny, na przyszłość, pod inwestycje, na to, co będzie po zakończeniu kariery. Teraz chcę po prostu cholernego zwycięstwa. Zwycięstwo. Tyle. Walczę o zwycięstwo.
– Wracając więc do Gamrota, to wiecie co? Mam gdzieś, kim jest, co robi. Idę tam, żeby wygrać. Bez względu na wszystko. Tyle. Zobaczycie tam coś upiornego. Zerwiecie się z kanapy i powiecie: „Skurczybyk zrobił, co zapowiadał!”.
Mateusz Gamrot nie ukrywa zadowolenia z zestawienia pojedynku z Jeremym Stephensem. Wierzy, że zwycięstwo może mocno mocno podkręcić jego popularność w Stanach Zjednoczonych.
– Moje pierwsze wrażenie, gdy zabukowali naszą walkę, było takie, że UFC chyba troszkę mnie polubiło, bo dają mi naprawdę mocnego, doświadczonego weterana w celu zwiększenia mojej rozpoznawalności – powiedział Gamer w magazynie Oktagon Live. – To był jeden z czynników, które dostrzegłem.
– Analizując go później, doszedłem do wniosku, że to jest zawodnik, który będzie chciał urwać mi głowę, będzie się wbijał serią ciosów, bomb, żeby choć jednym trafić i żeby mnie ściąć.
– Jestem takim zawodnikiem, który lubi, gdy rywal wywiera na nim mocną presję, rzuca grad ciosów, bo wtedy jest mi łatwo zejść do parteru. Nie ma co ukrywać – jestem parterowcem, jestem zapaśnikiem, uwielbiam jiu-jitsu, więc wydaje mi się, że to jest idealna okazja do tego, żeby przetestować moje jiu-jitsu i pokazać, na jakim jest poziomie.
Bukmacherzy faworyzują Polaka, czemu trudno się dziwić. Jego mobilność, zapasy i kondycja powinny zaprowadzić go do zwycięstwa, a to z kolei do rywalizacji z szeroką czołówką kategorii lekkiej.