Skip to main content

Sobotnia gala UFC 266 stoi pod znakiem powrotu do oktagonu niewidzianego tam od ponad sześciu lat Nicka Diaza.

 

Galę UFC 266, która odbędzie się w sobotę w Las Vegas, zwieńczą dwie walki mistrzowskie. W co-main evencie wydarzenia rozpędzona serią siedmiu zwycięstw mistrzyni wagi muszej Valentina Shevchenko stanie do szóstej obrony złota, krzyżując pięści z Lauren Murphy, która walkę o tytuł zapewniła sobie passą pięciu wiktorii.

 

W daniu głównym wydarzenia rozdający karty w kategorii piórkowej Alexander Volkanovski pójdzie w oktagonowe tany z dybiącym na jego tron Brianem Ortegą.

Dla niepokonanego pod sztandarem UFC Australijczyka, który może pochwalić się bajeczną serią aż dziewiętnastu zwycięstw w karierze, będzie to druga obrona tytułu. Zdobył go w grudniu 2019 roku, detronizując wieloletniego króla Maxa Hollowaya, którego pokonał jednogłośną decyzją sędziowską. W zestawionym natychmiast rewanżu – jeszcze bardziej wyrównanym – ponownie to Australijczyk był górą, tym razem zwyciężając niejednogłośnie.

 

Brian Ortega też zna już doświadczenie mistrzowskiej walki. W 2018 roku stanął naprzeciwko ówczesnego czempiona 145 funtów Maxa Hollowaya, ale pojedynku tego miło nie wspomina. Został bowiem okrutnie rozbity przez Hawajczyka, nie wychodząc do piątej rundy. Była to dla niego pierwsza porażka w karierze.

T-City broni jednak nie złożył. Zabrał się do ciężkiej pracy, aby załatać obnażone przez Hollowaya luki w swojej oktagonowej grze. Powrócił prawie dwa lata później, w październiku 2020 roku dając koncertowy występ z Chan Sung Jungiem. Pewnie rozbijając Koreańczyka z Południa na pełnym dystansie, zapewnił sobie powrót do rozgrywki mistrzowskiej.

 

Bukmacherskim faworytem zawodów jest Alexander Volkanovski. Australijczyk to zawodnik niebywale wszechstronny, dobrze odnajdujący się w każdym elemencie oktagonowego rzemiosła. Jest też agresywny, aktywny i posiada kapitalny bak z paliwem. Wydaje się, że jeśli Brian Ortega ma to wygrać, to raczej przed czasem.

Pomimo dwóch walk mistrzowskich w rozpisce zdecydowanie największe zainteresowanie towarzyszy powrotowi do akcji legendarnego już w wielu kręgach Nicka Diaza. 38-letni już stocktoński badboy nie był widziany w oktagonie od ponad sześciu lat, ale cały czas cieszy się gigantyczną popularnością. Dość powiedzieć, że materiały UFC poświęcone przed galą Diazowi cieszą się kilkukrotnie większym zainteresowaniem aniżeli te dotyczące walki Volkanovskiego z Ortegą!

Dlaczego po tak długim rozbracie ze sportem Nick zdecydował się na powrót? O tym opowiedział w rozmowie z ESPN.com.

 

– To po prostu moja robota, tym się zajmuję – powiedział. – Próbowałem się od tego uwolnić, ale tak naprawdę to nieuniknione.

 

– Dlaczego nieuniknione? Tak po prostu jest. Ci wszyscy ludzie wokół mnie, pieniądze, sponsorzy i cała reszta… Nie pozwolą mi odejść. Są pewne rzeczy, które mogę zrobić, ale to i tak się nie uda. Równie dobrze mogę tam więc wyjść, przyjąć te uderzenia i…

 

– Nie chcę też później rozmyślać nad tym i zastanawiać się, dlaczego jednak nie wróciłem. Nie czuję się dobrze… Znaczy, czuję się dobrze do walki, ale co do całej reszty nie czuję się dobrze, ale jeśli tego nie zrobię, to nie wiem… Nie wiem, jak bym się z tym czuł. Jak czułbym się za dwa lata, gdybym teraz tego nie zrobił.

 

Rywalem Nicka Diaza będzie jego stary znajomy Robbie Lawler. Obaj zmierzyli się w 2004 roku, gdy dopiero rozpoczynali zawodowe kariery, wyrabiając sobie nazwiska. Diaz znokautował wówczas Lawlera w drugiej rundzie.

 

Pomimo iż Robbie ma już na karku 39 lat, przegrał cztery ostatnie walki, nie odnosząc zwycięstwa od ponad czterech lat, jest niewielkim bukmacherskim faworytem rewanżu. Forma Nicka po tak długiej przerwie i hulaszczym życiu, od którego w międzyczasie nie stronił, stanowi bowiem wielką zagadkę. Jeśli jednak okaże się, że Diaz nadal ma w szczęce tytan i płuca na 25 minut walki, wtedy Lawler może znaleźć się w poważnych tarapatach.

Related Articles